Afirmacja dysinformacji
Połowa półproduktu To też półprodukt
Te niewiersze pisze Zefir.
Brzydzę się praktycznie wszystkimi wierszami, które czytałem. W akcie zemsty zacząłem pisać antywiersze, ale okazało się, że to też są wiersze. Przegrałem.
Połowa półproduktu To też półprodukt
Książe ksiądz Okupuje moją jaźń Domaga się dominiów Wśród mych sekretów By zainfekować pamięć Gdy później utknie W czeluściach Moich wnętrzności Pyszniąc się obleśnie
Psiarze ukochali Wiek dwa lata Suczka nie do hodowli Sprzedawana jako członek rodziny
Kalkulowany moment Pełnej spontaniczności Pokazuje fałszywość Istnienia, na które Patrzy się Z wyrozumiałym Obrzydzeniem
Mam tak bardzo dużo nienawiści Do ludzkiego gatunku I nie mam gdzie jej umieścić I boję się momentu Gdy znajdę otwór Idealnie W jej kształcie
Dzieją się setki (Chciałbym umrzeć) Bardzo utkanych planów
Każdy się samookalecza Jak tylko potrafi I jest taki moment Długo po zmroku ludzi Gdy robi się pięknie Rozpacz chwilowo unosi I piękno i uśmiech Z boku wszystkiego
Moje podkrążone oczy Nie opowiadają historii Transparentnej samotności
Czy scenariusze końca Z mojej świadomosci Wydają się niedorzeczne Bo nie myślę o końcu Czy raczej scenariusz Który mnie całkowicie uwiedzie Jeszcze się nie pojawił
Ukrywanie rozpaczy Staje się coraz łatwiejsze Aż w końcu stanie się Niepotrzebnie niemożliwe
Czuję na twarzy Ciepło wschodzącego Rozpadu wszechrzeczy Łzawiąc obserwuję je W ich obecnych formach Tak pięknych i moich(?) Półpełen nadziei By nie był to jednak Rozpad ale niezrozumiała Forma rozwoju
Jeśli przetrwa Nieuchronną Zagładę ludzkości I ulegnie Bez poddania się Naturalnym procesom Korpoliteratura Stanie się czymś Na podobieństwo Koproliteratury
Ten rysuje Kto nie rysuje Bo życie jest Śladem na planie Kolektywnej egzystencji Aktem rysowania Który metaforycznie Złośliwie wpisze się W każdą istniejącą Definicję rysunku
Hej, żeńskie egzemplarze psów Jesteśmy w stanie przypomnieć sobie Nasze doświadczenie obserwacji Waszych umiejętności, które Pokazałyście by zaimponować Komuś lub zainteresować kogoś W tak sprawny sposób, by Z trudnością dostrzec Mechanizmy tego działania
Coś o mrożonkach Z Gwiezdnych Wojen Moc hipernapęd Wykazałem się tytułem Mam poczucie Że to Wystarczy
Tak wiele na raz A jednak jedna rzecz I nie jestem w stanie Jej jakkolwiek zatrzymać
Kto nie wie, ten wie Kto wie, ten nie wie
Prawomyślnie Prawomocna Deprawacja Prawa
Liter i znaków Porządkowanie Nieśmiertelnych
Zapragnęli umrzeć Gdy zrobiłeś tutaj Mięciutki cmentarzyk
inspiracja J & M
Wprost z głębi Sterujesz pancerzem Opatulonym w mokry żel Rozginasz członki Stalkujesz samego siebie Wpychasz materię w otwory Masz zaledwie wyobrażenie Fałszywej jednorodności
Obojętna w intencji Przechylona spowoduje Wylew nieskończony Nowych znikąd atomów Powodując materializację Nieopisanej materii Marszcząc rzeczywistość Fałdkami zagłady
Egzystuję w tej rzeczywistości by Zwycięstwo mojej egzystencji nad Egzystencjami innych egzystencji Było niepodważalnie absolutne i By ostatecznie współegzystowanie Stało się samoegzystowaniem Bo istotą mojej egzystencji Jest nieskończona nienawiść
Myślałem, że jestem Niezniszczalny Do momentu, gdy Uświadomiłem sobie Że stale udaję Przed samym sobą Że nie istnieje Ten fakt, który Kompletnie zmiażdży Moje serce
Pomiń reklamę Pomiń podsumowanie Pomiń intro Pomiń odcinek Pomiń sezon Pomiń serial Pomiń platformę Pomiń ekran Pomiń patrzenie Pomiń zmysły Pomiń egzystencję
Niskie świdrowanie Zawinionej śmierci Lawinowanie gniewem Nieprzerwanymi falami Rozbrzmiewa wewnątrz Ukołysanego szkieletu
Mmówisz do mnie uważaj Bo tam gwałcą szczury Niestety nie wiem Spotkam ww. gryzonia Czy mu współczuć Czy jednak sobie
Ekwadoriańska pożoga W świetle gwiazd Witamy w parterze świata
Margines zero Auto policji Zatrzymaj się W imieniu góry I prawa, i dołu Lewego Amen
Idziesz pustynią Żalisz się: Samemu ratunku Chrystusa głos: Jak mnie nazwałeś? Odpowiadasz: Przecież jednoślad Chrystus znów: Bo cię niosłem (Epicka muzyka) Cały ten czas (Gołębie wyfruwają) Na poranionych(!) plecach (Brokatowe konfetti)
Na tej planecie Wszystkie drogi Prowadzą donikąd
Potknęłaś się Upadłaś o korzeń W lesie mieszanym
Maksymalnie zwykły Piasek na ziarenka Ukryty pod powieką Dyskretnego oczekuje Klienta niepolicyjnego Piasek z rzeki Sprzedam każdemu ci Drobinki nieżyciodajne Nic nie zmienią Nie moja rzeka
Mikrodawkowanie tych deprawacji Gdy erozja wszystkiego tatuś Napastliwie optymalizujesz cele Wśród nocnej dźwięki kaszlu A wszystko kompletnie błędne
Jest tylko Jeden sposób By obudzić Zmarłego
Jestem kruchym robakiem Nikt nie chce mnie dotykać A moje serce pęknie Tak samo jak ludzkie
Król gołębi Choć pełen głębi Wszystkich gnębi Jego feudalizm Przygniótł Za mocno
Niechciane ciało Pragnę tylko czułości Nim obrzydzenie
Niedawno(?) straciłem coś Co nigdy nie istniało
Nie chcę Do lasu Teraz
Gdy przewrócisz się Dotkliwie i boleśnie A ja twym świadkiem Przypadkowo posiadany Zaoferuję ci bandaż Chyba, że cierpienie Przebiegnie w całkowitym Braku fal dźwiękowych Co oznaczałoby, że Mnie wtedy nie ma W tym poetyckim lesie W którym właśnie Przewróciłeś
Kawa łza gatki Kawał z Agatki Kawał zagadki
Zagłada zwierząt Skłonność suicydalna Środek do celu
Kiedy dysocjuję Odległymi oczami Odsłaniam się By odnalazło mnie Uczucie potrzeby By umrzeć
Miażdżąca ocena: Ty masz uczucia szczęśliwe (Miażdżąca odległością)
To nie wysokie Mniemanie o sobie A ekstremalnie Niskie mniemanie O wszystkich innych
Jeżdżą po mnie zasugerowani Wskazówkami moich atomów One szepczą powtarzalne rozkazy Nikt mnie nie słucha Ale udaję przed samym sobą Że jednak słyszą
Botanicznie Nic nie jest Warzywem
Kupa z wody To siku Nieniespotykana Nierzadka kupa
Jaka grupa osób Zadba o to Byś nie upadło? Trzy mamcie
Dbamy o zaspokojenie Potrzeb wszystkich Osób uczestniczących
Nie jestem w stanie Zrozumieć dlaczego W świecie ludzi Jest tyle radości
Mikrodozowanie Mikroplastiku Mikrozabija
Tu zapach świerków Tam trzask ściółki leśnej Zwłoki dwulatka
Zmanipulowane wróble W garści hipotezy Ptasiej naukowczyni Z opuszczonego okna Karmione wymiocinami Wyekstrahowanego zawistnie Ludzkiego ejakulatu Po wielu miesiącach Niesprowokowane dokonują Precyzyjnie agresywnej Zmasowanej wazektomii Niwecząc nadzieje Licznych osobników Na przekazanie genu Bycia gównem
Zamiast być niegrzecznym Zamiast być grzecznym Lepiej nie być grzecznym Lepiej nie być niegrzecznym Pozostań niczym nicość Wobec binarności grzeczności Podupadnij w egzystowaniu Powoli zniknij trzymając Wszystkich w niepewności Aż do ekstatycznego momentu Gdy przestaje się istnieć
Drobne kwiatostany cudowności Samopenalizacja zagubionych umysłów Pocałunki bladoróżowych krajobrazów
Dozowanie Plastiku Zabija
Ich nadnaturalna niechęć Do emocjonalnej więzi Ze wszechmiarem zjawisk Niesamowicie kojąca I ponadczłowiecza
Nie takie z Zabitych zwierząt Ale celulozowa Prawdziwa bryłka Przepiękna perłowa Wepchniesz ją Wedle zaleceń Osoby lekarskiej W nacięty otwór Zabije aortę Ale uzdrowi Przestrzeń Którą okupowało Twoje ciało
Przypadkowo zaplanowane Kolektywem podświadomych Dostrzegalne następstwa Skrupulatnie postępujące Tak bardzo prawdopodobne Ale tylko częściowo Chyba niesamowite
Intelekt Ntelekti Telektin Elektint Lektinte Ektintel Ktintele Tintelek
Ekosystem Cudownie Uzdrowił się Z ludzkości
Ten antyantybohater Jemu umarła w trakcie Ludzkość niestety
Wieża węży Więzi was wciąż Wiele westchnień Wojennych wrót Waży winowajca Wnet wniknie Wewnątrz
Gdyby ich odbyty Produkowały byty Byłoby tak samo
Kolizje przodów Miażdżenie prążków O transparentne Obiekty chwały Ludzkiego rozwoju Stalowe głazy Tytanowych tkanek Nieskończenie drapią Dręczone istnienia
Nie ginie bezpowrotnie Co nigdy nie istniało Ginie bezpowrotnie Co nigdy nie powróci
j dw trz czte pięćś sześćś siedemn oosiemmm dziewięćś dźziesięćś
Egzystencja boli Wtedy i tylko wtedy Gdy egzystencja (Zrób tak, żeby Nie bolała) Jest bolesna
Cały niemożliwy gniew Kieruję do wewnątrz Tam niemożliwie głęboko Pod warstwami warstw Możliwego gniewu Zakopany będzie Gniew niemożliwy
Wszystko płonie Wokoło mnie Płonie wszystko Zanurzam palce Pełne ognia dłonie Wlewam do gardła Gdzie w najgłębszym Zakamarku cielesnej maszyny Poczeka na moją śmierć I zwyczajnie zniknie
Lęk na smutki
O, krwiomoczokałorzeźbo Gdybyś li tylko raczyła Kucnąć u mych oczu bram Załkałbym kałem piękna Przebrnął jelita cierpień Plwociłbym plwociny Zachwytu łezki
Nie ma takiego problemu Którego nie stworzy rozwiązanie Nie ma takiego rozwiązania Którego nie rozwiąże problem
Niehałaśliwy rozpuszczalnik Jednolitości cielesnej
Niezaprzeczalnie Chyba ekstremalnie Całkowicie trochę
Piękna pułapka Spotkanie magiczne Stópki na zapleczu Ohydnego przerażenia Pośrodek nicości Płynący drucik Erotyczny dotyk Niespodziewanie jego Zwisa z powietrza
Istnieją tylko Nienaukowe dowody Na istnienie Paranormalnych Pojazdów trakcyjnych
Złapie cię ale Tylko połowicznie Spróbujesz uciec I częściowo Uda się
Przybywajcie i pytajcie Powiem: dobrzeście uczynili
Wszyscy samotnie tutaj siedzimy Gdy nikczemne granulki zwycięstwa Konfiskują dobra niematerialne
Gdy nachyli się Do pójścia w ślinę Zauważ jego Rozedrgane sylwetki
Krzyżacy patrzą mimowolnie Na ohydę abnormalnej Architektonicznej mutacyi Pięciu umarło przed sześciorgiem Siódmy ściegiem z własnych jelit Utworzył pajęczynę jaźni Uodporniając się na zaklęcia Jego ciało przetrwało Umysł niekoniecznie
Ratunku W pradawnym Lesie jest Powódź
Lubrykant słabości To siła
Hiperrealistyczne ciastko O kształcie idyllicznej galaktyki Samozapadającej się w sobie Pod wpływem nieuchronnej obecności Nowopowstałej czarnej dziury Gdy odpowiednio zjedzone W sposób możliwie najbardziej Zbliżony do nagłego zapomnienia Samozwielokrotnia całkowity proces Implodując oraz pochłaniając Zamieszkiwany skrawek wszechświata Włączając w to przystające Skrawki rzeczywistości Równoległych oraz Prostopadłych
Chciałbym móc spełniać życzenia Spełniłbym je wszystkie W możliwie najbardziej wypaczony sposób
Ziemia przestaje Należeć do istnień Wtedy i tylko wtedy Wszystko staje się Gwieździstym niebem Stającym się kulą Ostatecznym naczyniem Wiecznej radości
Nie ma już prawa jazdy Ten słodki samochód Z resztek wskrzeszona Przemoc drogowa
Patrzę w górę Pytam coś Zsypuję stopami Ziemię sobie na twarz Patrzę gdzieś indziej Słyszę, że płaczę Ale i tak zasypuję Też płacząc
Dżdżownica Jest kochankiem Który umarł za późno Gdy ujrzysz jej rozpacz To też rozpaczaj Rozpaczaj w osobności
Nieopisany umysł Bionicznego ciała Obrósł poliestrową Czaszę czaszki Całkowicie poświęcając Bioniczne kończyny Maszynowej samouce Opozycyjnego futanari Planując przerośnięcie Piersi i penisów Pulsująco pięknie Rekurencyjnie
Lawendowo mroczna Pustka koniunkcji Wszystko pastelowe Albo bezkresne Słoneczna bańka Łączy nasze twarze Gdy łezki gniewu Pozasferowo obciekają Ukrywając kształty Rytuału szeptów
Spluwam wrzecionami chaosu Łagodnie opadam na poduszki Ich wnętrze to moje wnętrze Rozpadłem się na grupę osób Składającą się z jednego człowieka Który stał się udając człowieka
Królowie to rasa mężczyzn
Najcichsze łzawienie Łzami wchłaniającymi dźwięk Nieskończenie transparentnymi W swojej niedostrzegalności Ze względu na niesamowitą odległość Od pozostałych oczu Nie wywiera
Gdy zamknę oczy To umrę Gdy zamknę umrę To oczy
Powieki tak mocno zamknięte Że nie istnieje energia Wystarczająca By kiedykolwiek wrócić
Jestem samochodem Ale zamiast nóg Mam koła
Nogi jak blaszki Oczy takie cewki Przykładki korpusu Przez wczoraj Porosty porosły Ich truchło
Najsilniejsza siła jest najsłabszą słabością Najsilniejsza słabość jest najsłabszą siłą
Te cipki Są tak ciasne Że dziury ich pochew Są wklęśnięte
Co to jest prawda Księżyc w księżycową To nie jest prawda
Czerwona łuna środkowego słońca Przez ohydne obłoki farm zagłady Prześwietla ostatnie dni ludzkości Gdy nadal smakują pocałunki Zakochanych w sobie trupów Porosty i pleśń obracają w ruinę Najważniejsze stosy kamieni Z krzyżami i gwiazdami i innymi Geometryzacjami zmarnowanej energii
Jem ciastko Ciastko to ja Ja to pożywienie Planety lub miłość Miłość to śmierć
Ludzie tworzą śmieci na swoje podobieństwo I te nieludzkie ludzkie dzieci to dzieci Zatem ludzie i śmieci to jedność
Powiedz mi co to jest krzywda A powiem ci kiedy ją sobie zrobiłem
Sympatyczny w dzień Gdy ciało prócz głowy Ma zawroty a głowa Łagodnie samobójcza
Popadam w ruinę Samograbię cegły By wznosić nieopodal Swój niewidoczny upadek
Ten wielki samoczyn By się nie zgładzić Gdy otrząsam się Z bezczujności Gdy nieostrożnie Przestanę myśleć Aktywnie przeciwko
Adaptacja do zaistniałej sytuacji Wykorzystująca narzędzie samobójstwa Selektywnie wpływa na statystykę Kreatywnego rozwiązywania problemów
Miałem czelność Zaczaić się Na samego siebie Będąc nagim Posłańcem obrazu
Pozwalam negatywnym temperaturom Przekraczać bariery mojego ciała
Mam taki dystans do siebie Że nie widzę kim jestem Powolna dewastacja bliskości Podczas wzroku który nie istniał
Przerdzewiałe wspomnienie śmierci Penetrujące krwawą urynę Jana Pawła drugiego i kolejnych Zmiażdżone główki finalnych Różnoskórych gwałconych jagniąt Wmieszane w beton jestestwa Bezbarwna krew ubrudziła życiem Wyrzygane resztki płodu Błogosławionej ciąży pozamacicznej Matki Teresy od zgnilizny Jedynym okiem oglądają świat A ten zasłużenie kończy się
Owoce owiec To owce Owce owoców To też owce
Dzielimy byty Na byty i podbyty Pomiędzy nimi są odbyty O różnym natężeniu
Monumentalne resztki zwłok Anihilatora zaszłej cywilizacji Pożerane cierpliwością natury Niegdysiejsze serce machiny Świątynia wilgotnego mchu Przyobleczona błękitem i różem Rozległe połacie twardych ruin Miażdżone korzeniami trawy Jednakowe czaszki wrogów Obojętny drąży strumień Wszystko oblane purpurą Niezmiennego centrum słońca
O mamo Omamił mnie mem Na memie byłaś mamo Mimowolnie oniemiałem Nie miałem pojęcia Zastałem siebie Omamionym Mamą mą
W czeluściach poranka Przeliczam i kalkuluję W płomieniach płonę Wszystko manualnie Moim celem jest prawda Ale skutkiem już nie
Paskudny łotr To omen zapowiedzi Proroctwa wizji Odczytu astralnego Za woalką tajemnicy Dwudziestego znaku Z co ósmej strony Księgi zaklęć Wampirycznego demona Samozwańczego władcy Labiryntu jaskiń
Podziemie kliniki betonu Gdzie mieszka mieszaniec Porwanych ciał pochłaniacz Ich opustoszałe mięsne worki Śpią snem pozbawionym stresu
W kontekście kłamstwa jako prawdy Kłamstwo jest prawdą i przestaje być W odmiennych kontekstach kwitnie
Siedlisko mrocznych archaeopteryksów Ponad gniazdem wygłodniałych trylobitów Tam odnajdę zapomniany sarkofag głazów Pradawny reptilianin zanuci zagadkę A szkieletem swojej śmierci wskaże Podmokłą świątynię krwiobiorstwa Przedwieczni mięsogłowi strażnicy Zabronią niechcianej ingerencji Ekspedycji metaforyczny orgazm Finalnie umknie mi
System nagrodził Powyższe spotkanie Stu siedemdziesięcioma Ośmioma złotówkami Renty płatnej z góry Za pięćset tysięcy Lat przyszłego życia Otrzymałem banknoty I monety o nominałach O sumie całkowitej Około miliard złotówek Kupiłem wyspę od królestwa Poleciałem tam za resztkę Wykopałem własnoręcznie I umarłem w dziurze W głębi wyspy
Laserów smugi Niekończące się Korytarze połysków Refleksyjny charakter Spirali hiperlabiryntu Odbijających powierzchni Parzyście przystających Do samych siebie
Miejsce robaków jest pod ziemią Więc ziemia próbuje się wydostać Pochłonąć robakodzierżcę robaka Ten iluminuje niechłonną niezgodą Uchodzi z robactwem ponad ziemię
Białoksiężnik Deprecjonuje Deprecjacją Ohydnie swoją Wykorzystując Przewagę bytu Oraz znajomość Reptiliańskich Tajemnic jaźni
Nie można zaufać tej goryczy To jest niewiarygodnie smutne Bieganie uśmiechanie pomogłoby Każdy włożył palec w ranę Nie znalazł nic smutnego Umył ręce potem
Ale mim t Jakś sbie Prdzimy
Chcę zobaczyć ducha walki Bo to będzie oznaczać Że walka umarła
Te hinty pięknych rozwiązań Te tipsy najczarniejszych wyjaśnień To solucje do niematematycznych Nieobliczeń trwania istnień W czasie potencjalnie ostatecznym
Nie można Mówić o kiełkowaniu Jeśli dany umrze Przed wykiełkowaniem To temat na rozmowę Nie jest
Drobne włókna prądu Skrobanka mikrogipsu Grudki poszatkowane Zgromadzenie kulkowłosków Szczypielek nieuzbrojony Jeden ryżowy odpad Zagubiony kłos
Ani jedna osoba
Ptak który jest krukiem Jest krukiem który jest ptakiem
Faza czwarta W małych porcjach By mrówka mogła Bezpiecznie zanieść Do człowieka Do jego gniazda Instrukcja w mrówczym
Mam umiejętność Pozbyłbym się jej Zamienił na brak Mienia umiejętności Odumiejętnił się
Perfekcyjne traumatyzowanie Wewnątrz utopijnej dystopii Tak błędne że prawdziwe
Ręce które kaleczą Szczerze weryfikują Niezbędność egzystencji Licznych ludzkich bytów Ta metoda spustoszenia To kalka innej metody Gdzie ręce które leczą Kaleczą obie strony Fałszywie i równocześnie
Gdy walczysz Ogniem z ogniem Ogień nigdy Nie przegra
Maksymilian A jednak Minimilian
Dzisiaj niedzisiejsza Wczoraj była wczorajsza Nadal pachnie ziemią
Moczary podziemnych uciech Cech średniowietrznych garncarzy Pożoga tonie w odmętach historii Kara najbardziej powolnej śmierci To wolność
1
Magnetyczne centrum Zamku stabilizacji Samoistny przekraczam Jako galaktyczny wędrowiec Wiodącej mocy zwierciadła Jam jest cztery tysiące Czterysta czterdzieści… I cztery
Mickiewicz × Stachursky × ja
Towarzyszył mi Niewielki smutek Gdy nastał wieczór Pięciokrotnie upadłem W następstwie czego ja Nieludzko zlękłem się Wtenczas pasożyt zalęgł się Umarłem natomiast nazajutrz Pięćset kilometrów na północ W przeddzień dziewiątej rocznicy Katastrofy smoleńskiej Na około miesiąc przed Ósmą rocznicą beatyfikacji Bł. obrońcy pedofili To nie był przypadek
Przysłowiowa policjantka to policjantka Która umiejscowiona jest w przysłowiu Dotyczącym osoby zatrudnionej w policji Na stanowisku policjantki
Wygaszany pożar W zarodku popiołu Przeciwważny żywioł Rozpruty worek powodzi Piaskiem oparzeń nie zagoi A będziesz sama sobie
Warowna cytoskrobanka blizn Wyłgawszy przylaszczki kniei Załkała kryptocynoberem irygacji
Koagulat kolportażu kikutów Zakończy niekonieczne kończyny Ku chwale pana naszego jedynego Zawiniwszy nikczemnie niczym
Przyczółki nadżerek Mimowolnie pszczelą Nadpyłkami mikrosnu
Lodowa puma kuzynostwa Przeciwiluzjonista cioteczny Prawnuczęta maczug wieszaczków
Architekt samozagłady Ciżemka krwi, ognia i krwi Zarządza unicestwienie
Niezbyt krowią krew Wszyscy oraz ich każdy Nikt nas nienawidzi
Pójdźże zażółć Maź chrząszczy Przeszczęśliwą
Chronicznie mięsny Dokonał samozemsty Martwicą mgławic
Delikatny dysonans Nieoptymalnej humanoidy Zwiastuje zawistnie Całun całopalenia
Dedy Nihu Zzaw Całc
Metaforyczne kolano Chyba coś dystansy Zaobserwowane u nich Kaleczą poziomy krzew Płonący martwym ogniem
Pośród ślin śródstopia Pierwszej nocy błotka Czerstwe cząstki światła Wibrują sekretną tajemnicą
Klucz Łżącz Jedno Oczym Kłułż
Jamniki jamiste zamienia W pył cieczy wszechrzeczy Okrycie nawarstwia warstwami Astralnych błąd projekcji
Kaboszon Nieskazitelnej Wściekłości Zawisnął Krucho
Farmakologiczna Fermentacja furii Furkocze fajnością Fallicznych fal
Protorustykalizacja Form pozornie wtórnych Wzbogaca zachwytem
Obmurszała purchel pierzchła Przepastna przestrzeń międzyust Śnieży przystanąc Gniewosz
Klęknąwszy kloszard szybkiego osądu Pamiętnie plamił ponad pośrednictwem Wnet w skutek czego najzwyczajniej
pyrrrrrrrrrrć tuf tuf tuf tuf [cmoknij językiem] pokkpokkpokkpok [kaszlnij sucho]
Prestiż pożogi półcieni Prowadnicy płaskiej przyjaciel Papież papieru prymitywny Penis przypadkiem pełen
Pasztet krwi korozji Jednorodnie rozłoży Karne centrum karniszy Zbiorową fermentacją
Miękki męski nasutnik Zapomnianego wczoraj snu Mieniący się kolorem
Uświęcenie celu ośrodka Kolosalną propagandą bytu Zemsty przedmiotów martwych Okiełznaną zmartwychwstałą sroką Dramatyczna rekonstrukcja nicości Znalezione odrodzenie trzeciej ręki Niesprawiedliwego nadzorcy krwiobiegów
Wrastający ból egzystencji Wzbiera wewnątrz zgromadzenia Zagłuszywszy strugi deszczu Rozwiera trzy zbliznowacenia
Maszynownia kruszyw Rozpoczyna wzrostem Procesy nieumyślnej Kastracji masą pyłu
Powstała u widnokręgów Ta oto kinetyczna żałoba Przedwczoraj nazajutrzejsza Dryfuje nieruchomo w dal U wiszących gdzieniegdzie Kapie płyn tak miękki Jak one wszystkie razem
Kobaltowy godziną Wypłowiały dysonans Ciął osobnym momentem Chwilami rani miażdży Podówczas jestestw Ubywa w mrok bycia
Zastukać wierzchem Ująć w dłoń prawa Obrócić trzykroć Rozpocząć wrzask Pchnąć samodzielnie Umrzeć patrząc wstecz W siebie w lustro
Ceramiczny dysonas Spowodował pięć lisów Każdy raz umagiczniony Stworzył idealną deskę Sęczną błogosławiącą
Płaskownik to nieodwracalność Regulacja kąta zamgławiania Pojemnik jest własnością
Czyrakołopianów Wąchając skorupy Szkarłupień twardy Podupadło zdrowotnie To wydarzyło się w cieniu Gniewnego uśmiechu napletka
Pasibrzuch siedem Rzezimieszek księstwo Raciborski racibórz
Toksyczne światła spowijają Przestrzenie poziome i pionowe Z naciskiem na powierzchnie Wiekuisty proces kłóci się Z prawdą minionych wykopalisk Rozgrzebane powodzią zwłoki W popłochu zagrzebują się Nieudolnym kompletnym bezruchem Martwouste kłosy kłębią się Wokół studni czasu i tamże Klon uśmierciwszy oryginał Sam stał się oryginałem
Arcybiszkopt szkarłatnego atłasu Kondorzęcie kontra delfinięcie Niczym szkarłupień przeżyć
Prastarej protisty oddech Głośny jęk cichego kwiku Kawałek wody nie ma miejsca Kra kra kruka który pamięta Twarz oprawcy planety w uśmiechu
Zagubiono W tym rejonie Nieuczciwego znalazcę O kontakt pilnie Krew na rękach Za gotówkę
Słuchaj tylko słuchem Głuchaj na to wszystko Czego słuch nie akceptuje
Bluźnierczy rytuał Planowany tysiącleciami Rozwarł piekła bramy W odbycie zakonnicy Spłuczki wody w krew Cogodzinna ejakulacja Uświęconą spermą napełnia Zakażony otwór świątyni Pieczętowany korkiem analnym Zawierającym relikwie drzazgi Oryginalnego krzyża męki Formowany plugawy stolec Natychmiast egzorcyzmowany Białym sobowtórem papieża Życie pozostaje święte Gdy tylko się narodzi
Środowisko trójrobotów Socjopatycznej anarchii Nie godziła się z reformą Kontrreformacji robotów Co nie jest w istocie Robotyczne w kontekście Ponieważ cała idea reformy Nie stanowiwszy obiektu O właściwości wartości Przeczyła automatyce Pierwszych niezasad chaosu Precedens ten zakończył Drugą falę kontrreformacji
Podoba mi się że Podobam się sam sobie A w tym podobaniu się Podobno nie jestem sam
Owocowa roślina typu krzew Kwitnie o każdej porze roku Niezależnie od temperatury W dzień jasny lub w nie Bez wody i podczas powodzi A przy tym jest niezwykle Delikatna i wymagająca Umiera tak krucho Że gatunek ten nawet Nigdy nie wyewoluował
O, aryjski mścicielu Wywierz paskudną presję Śmiertelnej zawiści na Wszystkich sprawiedliwych Mścicieli dawidowych Mszczących się na katach Zawistnej ideologii opresji Zrodzonej wśród ekonomii Bliskich międzyludzkości
Sztandarze krwi Ten brak wypadku Mrożący krew w żyłach To źródło przypadku Nie pomogą projekcje Ani rytuał białej świecy Czy rysowanie pentagramów Gdy płynące ślepą śmiercią Żółtko przyszłego życia Które nigdy nie będzie Tak bardzo wyczekiwany Oto nastał koniec
Jestem jednorodną Mieszaniną atomów Nie mam wyboru
Nieprzystosowany Oddechy przeklęte Cały świat przegrany Wszystko płonie Hahahahahahaha Zniszczenie
Krwawię krew Złą w litery Maziam pędzlem Ale zło złe Namnaża się Namnaża zło Bezustannie A ja krwawię Leniwie rzadko Zła jest coraz I coraz więcej Zmęczony złem Jestem zły
Kiedy wiadomość Zawarta w medium Nie obronię nic Jestem fekaliami Z bijącym centrum Patrzącymi wstecznie Jestem odchodami Smutnymi bezłzawo Śmiertelnie zwykłymi Jestem gównem Dzień dobry
Totalna niedola Kompletna niewola Koszmar czy spopielenie Wieczerza w krematorium Finalne zniszczenie Fantazji ziszczenie Ciężar napuchniętych tkanek Żebrze o samośmierć Niekonwencjonalna metoda Przeciwdziałania Enklawom cudowności Wyswobodź kłuciem Uwolnij cięciem Wymuszoną menstruacją Zbadaj hipotezę końca Soczysta posoka Spływa po członkach Krople tulą się do piachu Patrzę jak wsiąka Wykrwawiam Krew Krwawię Krew Krew Krew Krew Krew
Skradzione pożywienie pali Usta pełne śmiechu szaleńca Połamane ciała w jaskini
Niebezpiecznie obfity lilak Karmiąc swym cieniem złotokapy Ocieka dżdżystością wieczora Później potęgą powodzi myśli Przekroczy ustanowione granice Więżące wszystką naturalność Wynikiem czego runie spisek Tajnych stowarzyszeń botanicznych A cała znana cywilizacja Uschnie albo zgnije
Nienazwany Bezdźwięczny Niesmaczny Niedotykalny Pozbawiony Wizualnej Manifestacji Niewyrażalny Elektrycznie I bezwonny Ale jest
Bezimienne człowiek Jak pisklę pluskiew Nie miało imienia Przybrało więc imię Siódmego dnia przesileń Nazywa się Bezimienne
W świecie jednookich ślepców Wielooki ślepiec Jest ślepcem
Chciałbym nie móc Ale nie mogę nie móc Mógłbym nie chcieć Ale chcę chcieć
Rozpoczyna się Bezbłędny byt Zna swój cel Posiada wiedzę Całość i koniec Wszystkie zmienne Rozumie sens Cykl przemija
Życie, życie jest nowelą Raz przyjazną, a raz wrogą Czasem chcesz się pożalić Ale nie masz do kogo
za RR
Wszyscy martwi ludzie Byli bogu ducha winni A bóg dba o reputację
Co łączy poetę Z kardiochirurgiem? Oboje pracują Na otwartym sercu
Życie zainfekowało Moje prywatne zwłoki Zmusiło je do życia W nieetyczny sposób Wybudziło z nicości
Odżywia się najzdrowszy Pozbawiając okrucieństwa Doskonałość wszechmięśnia Perfekcyjna machina trwania Czas przekroczony wielokrotnie Śmiertelność zapomniana Dzięki pustym opakowaniom Po chlorze przemysłowym Których otwory prowadzą Życiodajnością oparzeń Do samomiłości orgazmu Ejakulatami bieli
Wielki cień opadł Na wielką powierzchnię Podniósł się z niej Jako światłość Świata oczu
Ćmi opiekun Tworzy ćmy I jest nimi
Jezus kocha wszystkich Destrukcyjnie nierówno Pocałunek kończyny papieża Udziela sanktuarium pedofilii Krucyfiks talizmanem na prawo Uniżony samosąd samego siebie Spisany cyrografami ciszy Sprawiedliwych wyklętych
Zewnętrzne żylaki odbytu Przemianowały się Zupełnie samoistnie w Wewnętrzne żylaki odbytu Bo bóg tak chciał
Spokojnie To tylko Śmieć nasz Niespokojnie To tylko Przeżyje
Po trzykroć wypowiedz Każdą sylabę jego imienia Przystrój się wolframem Solą i kadmem zwiąż włosy Zjedz cząstkę miąższu samoduszy Tą o której boisz się myśleć Wspomnienie chwilowo powróci Będziesz mógł je zmienić W najgorszą jego wersję Wysupłaną ze światów możliwych I wymazać bezpiecznie z pamięci Ale razrocznie wspomnienie Wymanifestuje się z pustki By miażdżyć twój umysł Przez cała metryczną dobę Umrzyj a nie uwolnisz się
Wszystko Nie wystarcza Bohaterzy nie żyją Nie są częścią Tej opowieści Potworności
Nie został zbudowany By trwać wiecznie Lub podnosić się Osiągnąć perfekcję Jeden ma tylko sens By kopulować dziećmi Namnażać wielokrotnie Aż zginą przygniecione Swoimi obleśnymi kopiami
Ile jeszcze potrzebujemy śmierci By przestała być nazywana życiem
Po tym jak wszystko Zostało zrobione i Zostało powiedziane Ludzka obecność powoli Przestała przeszkadzać
Wyewoluowałyśmy By krwawo owulować I przesiewać gwałt
Holokaust to W osiemdziesięciu Procentach woda
Dysrespektuj te monumentalne odczucia Jakoby prawda była w nich zawarta Bo jedyną prawdą jest kwiat rozpaczy Który wyrósł na kłamstwach ludzi
Wrażliwych zabije wrażliwość Niewrażliwi zabiją się nawzajem (Wątpię w to) (Tylko wrażliwi umrą)
Puszystość Welwetowych Opuszków Drobne Zmiany Kółeczkami Różowiące się Niesamowicie Fałdek Nieistnienia Lawina Wspólnych Ust
dla N
Twój sekretny kwiatek Mój ulubiony opuszek Twoje słońce na brzuchu Nasze niespętane ciało Wśród pnączy bawełny
dla N
Zsunięte kuszą ramionka Delikatny ciężar miękkości Rytmicznie głaskanie oddechu Mokry zapach na opuszkach Chłodne pośladki wtulają się W gorące podbrzusze nocy
dla N
Wspólny gorąc zebrał Małą kałużę na mostku Drgania noska delfina Koncentrycznie pulsując Dotykają głębi czułości Dając upust oddechom Gdy dzielimy się Wibracjami nawzajem
dla N
Moje opuszki cierpią Tęsknią twojej skóry O zapachu przytulania
dla N
Dzielmy się śmiercią jak chlebem Dajmy świadectwo beznadzieji Chleb ofiarował nam chleby My mamy się tymi chlebmi dzielić Chleba trującego nie zabraknie Rozmnoży się podczas zabijania Potrzeba tylko więcej ciał naszych I negatywnej gotowości dawania (Refren)
Fantomowe odchody Wirujący przykuc Dreptanie chaosu Pulsujący ogon Węch nicości Wycieraczka
Najbardziej niejadalna Rzecz wśród smacznych Jest równocześnie Najbardziej niesmaczna Wśród jadalnych
Żyję życiem Utleniając tlen Dzielę kawałkami Defekując kałużę Umięśniam mięso
Niebywale wątpliwa koncepcja Totalna kapitulacja manipulacji Petryfikacja żywych resztek Katastrofalne ostrze przemiany Fontanny obfitego przerażenia Prolog zakończonego życia Siedmiosekundowy gest Całej dziesiątki
Delfin który żył już kiedyś Wchłonął pozaziemską umiejętność Rozplątywania tkaniny czasu Wędrując wzdłuż chwilowych włókien Odszukał kłębki własnej śmierci I usunął z czasoprzestrzeni Śmierć odszukała ich właśnie wtedy I nie mogąc obdarować końcem Obdarowała pozaziemską umiejętnością
Demoniczny komar Demoniczny dźwięk Otoczcie łóżka Kręgami soli Gruboziarnistej Niech się boją Niech drżą
Ofiarując skazę wydzielin Poprzez inwersję materii Przekazałem prawie wszystko Każdy atom jest chyba ich Demony potencjalnego posiadania Inaczej to własnemu sobie Sobie możliwie wyobrażałem
Niedopuszczalna Mapa źrenic rozmówcy Rozleje pchnięciem Mój prywatnie własny Pieczołowicie balansowany Menisk wypukły łez Chłodzący centrum Reaktora ciemności
Jak seryjny wielozabijam Ścieżki humanitarnych dłoni Sygnując mglistym tropem Byś rozwiązała sprawę Szlochu dusiciela
Odgrywając nie nieudacznika Przełykam garści rozpaczy Trawię je ściskiem przełyku Wykarmiony uzyskaną wegetacją Rodzę nieudolnie jasną twarz By zasapała kilka godzin Powie żart i zgnije Bez ceremonii pogrzebu
Wdycham światy Wsypuję do środka Duszę się
Jestem transparentnością Która wypełnia przestrzeń Klocem swojego ciała Wpadniesz na nie Skrzywdzisz się Ucierpię
Uspokajam koncentrację Wzruszyłem przypadkiem Ale najcięższe uczucia Wyniosłem z domu Wychodzę na chwilę Łkam raz i odkładam Koncentruję spokój
Zbieg okoliczności Jest uciekinierem spotkań Które się wydarzą Niesamotnie
Śmiech to choroba Żart jest trucizną Narkotycznie
Nie zaniepokojony Zaniepatrzyłem się Dobrze mi umknęło Źle zobaczyłem Oczu inwersją
Radykalna miernota emocji Sparaliżowana żałośnie patrzy Ułamki centymetrów obok Ludzkiego odruchu reakcji Zapada się do wewnątrz W labirynt paranoi Po wszystkim za późno
Utrzymam zatrzaśnięte Nie zmiażdżone głazem oczu Obojętności pyłu wolne Prawdopodobnie nieujemne Potem dłonie śliskie Samobiczowane smutkiem Upycham raz jeszcze Robię pulsującego demona Jak najgłośniej
Nieważny jest sposób Ważne żeby nie bolało
Pod powiekami Centymetrowa Warstwa łez Czeka na sens W międzyczasie Rozważam samopomoc Samookaleczaniem Płytko
Im większe Starcia starań Tym bardziej Snuje hipotezy Wpiekłowstąpienia
Niepotrzebnie piękna istota Upada w lesie bez drzew Nie wydając żadnego dźwięku
Nie mogę się podnieść Ale póki nie upadnę tak By ludzkość zauważyła że Nie mogę się podnieść Będę udawać że mogę By być jak człowiek
Wiem a chciałbym Czuć że wszystko Ze mną w porządku Wtedy w obecności Nie musiałbym być Wadliwym staraniem Utrzymania mnie W objęciach ciała
Katastrofalna niechęć oddechu Skrywana za nieumiejętnością Przebywania wśród innych bytów
Gdybym umiał łzawić Płakałbym cały czas Jezusie ohydny, Ile ja bym dał Zmyślony przyjacielu Żeby wypłukać z siebie Wszystką rozpacz
Marzę czasami być Mniejszością ofiarą Maltretowany porwany Zgwałcony zniszczony Wyjątkowo potępiony Nie czuć się oszustem Wszystkich zrozpaczonych Mieć jakąś wartość Choćby ujemną
Antydepresant pozbawił Mnie mojej masturbacji Geneza okradła z łez Jak mam wyplenić smutek Gdy ciągle tylko wchłaniam
Nie czuję się źle Bo jestem nikim Nie mam więc czucia
Maltretowany życiem Szantażowany sensem Pragnę rekompensaty
Strach bólu możliwego Walczy z obecnym bólem I dopóki strach wygrywa Pozostanę niewolnikiem Filtrowania powietrza
Przejrzany na wskroś Udam organizmem zmęczenie Wstępnie nie zaufam litości Wobec wątpliwej wartości Mojej sekretnej rozpaczy
Mam niedobór Przestałem być Sprężysty Gdy naciskam To pękam I krwawię
Jak gaśnie światło Lubię myśleć że Przestaję istnieć
Wstyd wobec bliskich ciekawości Powstrzymuje narodziny ekstremum Uzewnętrzniania nienawiści do bólu
Nie czuję się potrzebny Czuję się przydatny
Całą nierozpacz Udaje się udawać Jakby niesmutny Sugeruję zmęczenie Udaję się w pustkę Tam zmiażdżę mnie
Wchłaniam pośród harmidru Słoneczny dzień opada Na stado ucieszonych ludzi Powiedzieć iluzję, usiąść Obok uśmiecha się moja maska Nikt nawet nie podejrzewa Że myślę o masturbacji Zakończonej śmiercią
Znam pogardę oczu Blisko mi z miłością Chyba widziałem zrozumienie Przeczytałem kiedyś o głaskaniu Raz masowałem nawet sobie Słyszałem o byciu pożądanym Wydawało mi się że wszystko to
Teoretyczne myśli destrukcyjne Wprowadzają niemiły dyskomfort W dotychczasowym życiu osoby Chciałaby ale nie żeby wiedzieli Kogoś żeby faktycznie pomógł Równocześnie myśląc że robi Coś kompletnie innego
Niewystarczające zasoby By procesować procesy Nieznane krzywdzą znane Dewastują logiczne schematy Postępowania bezużyteczne Ciało sabotuje samo siebie Walcząc o przetrwanie
Opróżnij Całą brzydką Ludzką formę Z cierpienia Pusta forma Będzie Przyjemnie Wspaniale Pusta
Patrzę w dół głową Chowam przed oczami Trochę szukam śmierci Gdzieś tu chyba leży
Mam nadzieję Że miejsca Wystarczy wewnątrz Na całą nienawiść Którą magazynuję Chroniąc
Popsute umysły Powoli odpływają Gotowe na to Co chciałyby Żeby się wydarzyło
Nie mam siły By mieć siłę Uzyskuję energię Dokonując spalania Całego siebie Sporo jeszcze Zostało mnie
Wtedy chciałbym być Lekką i pustą skorupą Bo desperacja ostatecznej Utrudnia przemieszczanie W przestrzeni i czasie
Nie oczekuje Nie mam w planach Nie spodziewam Czuć się
Spowodowane Nienazwanym Niepokojem Nieznacznie Przypadkowe Samobójstwo
Ten niepokój Z tyłu głowy Nieraz nie ma Przodu głowy Przed sobą Na wierzchu Ale mimo to Pozostaje Bez nazwy
Chciałbym się Tak właśnie czuć Jak ktoś obcy Mógłby pomyśleć Że się czuję
Jestem przepiękny Sensualnie kompletny Jak delikatny bohater Feministycznego porno Ale równocześnie jestem Niewidzialnie ohydny Przerażony potencjalną Narzuconą samczością Ewentualnie zechciany
Jestem wadliwym półproduktem Monumentem zmarnowanych zasobów Takim którego wstydziłbym Zwrócić do źródła pochodzenia Bo nie wiem jak wytłumaczyć Że nie zauważyłem wszystkich Oczywistych defektów mnie
Patrzę na ciemne świderki Na ich symetryczne wzory Poniżej pięknej wklęsłości Na delikatny rysunek lilaka Czuję że odpadam od tego widoku Jak od kłamstwa mimo że nie jest Połykam łzy zanim się wydostaną Chciałbym żeby kiedyś wylały się Obmyły moją nicość z kurzu
Łzawiąc trzecim okiem Do wewnątrz czeluści Zatapiam miasto miast
Perfekcyjnie synchronicznie Ponad pustyniami czułości Nietrafiony darem autonomii Niepewny pewności stapiam się
Moje postrzeganie siebie W wyimaginowanym rankingu Ważności międzyludzkiej Mnie w umysłach innych Nie stawia mnie wysoko
Jak wyjść Jak opuścić Jak oddzielić Jak wyciąć Jak wysupłać Całe to życie By pozostał Bezgraniczny Bez emocji Spokój Chyba Wiem
Moje wyobrażenie Mojej przyszłości To fałszywa wizja W której przyszłość Zawiera w sobie Przeszłość i Teraźniejszość Ich multiplikacje Jak długa droga Gdzie miejsce startowe Miejsce docelowe I cała trasa Jest tym samym Jednym punktem
Bezskutecznie szukam Niepowszechnej niedostępności Perfekcyjnego samokrzywdzenia By być bez widocznych oznak Odpowiednio właściwym
Znam siebie Ale się nie wypowiem Bo nie potrafię Przebić się Przez siebie
Turbulencje radości Pozbywszy się ich suk Spowijanie samobójstwem
Ja jako jestestwo płaczu Umieściłem się wewnątrz Realistycznej kryjówki W kształcie mojego ciała
Smutek i rozpacz Przeszywa moje ciało Przyjemnym dreszczem Wszystko spowalnia Wydalam łzy z siebie Opatulam się ekstazą
Moja wodoodporna maska Wymaga manualnego rozruchu Wściekłym wdychaniem uśmiechu
Dinozaurem być Ach dinozaurem Terroryzować mezozoik Potem uciec w paleozoik Pióra ewoluować i lecieć Lub masowo wymrzeć I te widoki piękne Nieskalane małpkami
Czego poszukujesz Skąd znasz sekretny Pryzmatyczny negatyw Analizujesz tą obecność Otwiera swoją intymność Wewnątrz tej ciemności Na samym jego końcu Nicość przemieni się W niesamowity blask Pochłaniający duszę
Przerwana przecena Tylko słowa tylko Słowa tylko słowa Bezszelestnie szeleszczą
Reinkarnował w lesie Ludzkie mięso smakowało Tak jak je zapamiętał
Nie zginie to Co nie istnieje Stańmy się więc Nieśmiertelnym Gatunkiem
♥ VHEMT
Nienawistny rękoczyn Obelżywa wokalizacja Pomruk oziębłości Zakazanie kontrastu Porównanie siłą Mężczyzny woń
Raz na stulecie Wszystkich gatunków Węże gromadzą się By stworzyć drabinę Silnych lśniących ciał Gdy spotkasz drabinę Niepohamowanie zmusisz Członki do wspinania Gdy dotkniesz węża Chwilowy niewład Rzuci tobą w dół
Nibywybór żywego bytu Pnie się jednowymiarowo Linearną jedynogałęzią Samotna wypadkowa przeszłości Ciepła fatamorgana wolnej woli Gwarantuje iluzoryczną kontrolę Sterowana mikropyłem zdarzeń Cudzoręczna niedecyzja historii Nie obdarowany cieniem losu Jednorodny destylat zmiennych Bezpieczna niemożność błędu Predefiniowanego wzorca Spodziewanych finałów
Możnowładca Rozpromieniony Miażdżąc twarz Buławą terroru Przyjmuje otwarcie Całą krew pospólstwa Na swoje nagie członki Uciszone i zaskoczone Tłumy tą nagłą reakcją Pełną radości dziecięcej Stanęły równymi rzędami Naprzemian alfabetycznie Domagając się zagłady
Mówię tekstem nie pomyślanych myśli Chciwie obarczam wizjami cudze umysły Nielegalnie uzewnętrzniam bezwartość Nie zezwalam na ich aborcję I nie jest mi przykro
Jestem autodrapieżnikiem Dysfunkcyjnie słabą ofiarą Biegu wydarzeń ciągłych Moja ułomność postrzegania Teorii spiskowych oraz nie Ogółem różnych narządem myśli Jeszcze bardziej ogółem mówiąc Nie odróżniam prawdy od fałszu
Wcześniej Nie byłą nią Dziwkę mocy Zdziwiło to Jak niewiele Potrzeba ich (Słownie jeden) By stać się Którą nie była
Ekstremalnie zaabsorbowany Ekstremalny absorbent Ekstremalnie absorbuje Ekstremalną absorpcją
Tymczasowy wzór Przedstawiający Napis "tatuaż" Imituję go nim W każdy piątek Pisakiem aż umrę
Skórzany abażur Czystki gatunkowe Zwierzęcy holokaust Nieludzcy niewolnicy Kolonizacja siedlisk Legalna eksterminacja Zbrodnia niewojenna Masowe faunobójstwo
Ekstremum chichotu Zgładziwszy władcę Zawładnęło następcą
Miasto Freda Ma jedną kurę W granicach praw Które mu podlegają
Jest topografem Geografii jej ciała Geologiem wagin Grotołazem pochw Pipetą macic Jego dobre intencje Jak globulki orgazmu Suwmiarka sutków Wziernik czegośtam
Osoba precyzyjnie pomocna Określona narodzinami losu Dogłębnej analizy podania Ukazując rękojeść braku Wzierając w splot mocy
Gdy zgniłe zgnije Zgnii się kwadratowo I takie dwa zgniłęcia Gdy zgniją Radości nie będzie końca A Wielki Gniłło Narodzi się
Te góry mają śnieg Inne góry również mają Te góry i inne góry To są te same góry Zatem nie ma gór A są tylko góry
Nieświeży szpon delfina Rozwarstwiona i niezmieszana Krew kazirodczego poczęcia Pył ciemnoseledynowego brokatu Dłońmi antypapieża wprowadzony Lśniący i młody penis albinosa Wyrwany z rozpalonego ciała Źrebię wymarłego gatunku mewy Zaniesie wrzący w pyszczku wywar Wnikając do samej duszy Drzemiącego na uboczu Superwulkanu zawiści
Krystalicznie piękne Reguły konstytutywne By możliwie najbardziej Prawie nigdy udawać Mocz moczarowego kota
Gamifikacja porażki Rujnuje runiczne ruiny Bardzo graficznie W specyficzny sposób Którego nie mogę tu opisać Przepraszam nie przepraszam
Ode mnie Dla nikogo Więc nic
Jednoramienna gwiazda To zeroramienna gwiazda
Ach gdyby istniał Tylko błękit nieba Byłby zaledwie pustką
Kazirodcze pulsacje Czarnoksięskiego penisa Nabrzmiały demon mroku Skryty w ciele nauczycielki Międzywymiarowa czarna biblia Gwałt tysiąca śluzu macek Wijąca się zmysłowa uległość Nienaturalnej przyjemności Uczennica krzyczy yamate
Lokalny cesarz gminy Świecki po wsi zbieracz Zwierząt padłych i prawie Ma punkt dyspozycyjny W ruinach rzeźni Wybudowanej na ruinach Słowiańskiego cmentarza
Seksualna koagulacja Niebezpieczna istota Wzmożone zapotrzebowanie Koncentruje płyny ciała Katastrofy tkanek zewsząd Nabrzmiała łechtaczka Emanuje orgazmiczną Przeciwgrawitacją Obalając florę Faunę cywilizacji W czasoprzesteń
Wszystkie zmysły obrazami Delikatny dotyka mnie kolor Smakuję przejścia tonalne Słyszę wielowymiarowe kształty Nozdrza pełne świateł ślepną Mija głębia perspektywy
Pełne holografii Płoną dla Jezusa Wyobrażają sobie Krzyże pornografii Krzyże w ogniu Zniszcze te znicze
Homopropaganda trwa Propaguje homoseksualizm Zbyt wezbranego ryzyka W kontekście religijnych Waśni i baśni i innych
Il. 1
Pozostawiłem furtkę Drzwi zewnętrznych By ugodził mnie Piorun kulisty I zabił całkowicie Po miesiącach Miesięcy
Niekończące się lustro I postawione przed nim Lustro kończące się
Wrzaskiem hartowanie chmur Przepełnione hardkorem cienie Teczka tkanek opada frontem Aksamitne płaszcze bractwa Połyskują pozyskaną wiedzą Uderzenie hipotez najstarszego Pokłada się rozległym uff
Leksykon zwierząt mądrych Spis wszystkich pojęć: Wiewiórka 1 Bibliografia
Henio Na nadanko Em anana Tata tate Nie nie nie To mama To paluszek Wyprostowany Bo jenty
W niebo głosy Konstruuj szparki Odnajdź znalezisko Pierwszej nocy Ugnij nieboskłon
Myśli tak myślą Gdybym chciałbym Perfekcyjnie symetryczny Przeciąłbym się na pół A każda z części By przetrwała Oprócz tej z emocji
Marysia azjatka Celebruje gablotką Synka półazjatę Przyćmiona znakiem Śmiertelnej tortury
Jakie życie Kadencja kata Serce boli
Poczęstowawszy się Protoczłowiek keczupu Mimowolnie poznał dobro Świadomie poznał też zło I teraz do dziś dzień Zna ich oboje
Filtr kefiru Dematerializuje Każdą substancję Prostą i złożoną Organizmy rownież Wszystko co nie zda Prostego testu Kefirowatości
Kicia szatana Poszła do piekła A piekło to też Kicia szatana
Ilość to liczba Liczba to masa Masa to pojemność Osób to ludzi W urządzeniu
Czyiś penis Cudzy kot Tajemnica
Penis na głowie kota Wyrósł w noc przesilenia Unosi się gdy ten mruczy Humanoidy boją się kasłać Ochotnik dokonał masturbacji W tamtej precyzyjnej chwili Z głowni kota nie przestaje Potok ciepłej lepkiej spermy Wynika niechybne potomstwo Rodzi się mitycznym wampirem Nigdy nie starzejącym się Łaknącym krwi ponad wszystko Nie potrafiącym tkać myśli
Wypadki chodzą Po ludzkościach Depczą ich byty A trzeci człowiek Nadal nieudany
Tak na prawdę to Nic nie zniechęca Do bycia człowiekiem tak Jak niektórzy ludzie A raczej ludzie Którzy się za ludzi Uważają
Konesariat rankiem Koneserzy rywalizują Kolekcjonerzy kolekcji Nadejdą przygotowani Nie będzie miejsca Na małe opowiastki Ale na nielimitowaną Plecionkę panopowieści Wszyscy wezmą udział Ale będzie tylko jeden
Ziewiarstwo pangatunkowe Mocarny sen z kosmosu Który przybył opatulił Gatunki niezagrożone Śpiączką śmiertelną Tworzy humanitarny nawóz Planetarnego odrodzenia
Ile dusza zapragnie Czyli zdecydowanie Poza możliwości mięsa Doprowadzając w. w. mięso Do fatalnego przedawkowania Siedmioma litrami wody (Kranowej zdrowej filtrowanej)
Srebrnonoc Światłomost Miastożal
Miał Miał Miał Miał Miał Miał Miał Miał Miał Zmarł
Masło móc mieć marzę Miażdżę więc zabezpieczenia Odosobniony tajemnicą działań Kradnę brutalne wspomnienia Odebranego macierzyństwa krów
Numer jeden Wśród czipsów To numer siedem Wśród potraw Okołoziemniaczanych I nieklasyfikacja U diet mezozoicznych
Porażka ociężale podąża Astralnymi ścieżkami ofiar Zepchniętych w swej esencji Do wszystkiego co poza nią
Śmierć zatacza się Coraz większym kołem Została stworzona By objąć całą planetę Na nasze podobieństwo A bóg widział Że wszystko co uczynił Było bardzo dobre
Król Lew zaryczał trzykrotnie Przed nastaniem szarego świtu Rozgniewał tym czynem króla Jezusa Którego armia nie była z tej ziemi Ta ze względu na odległość Nie mogła go chronić I szybko został ukrzyżowany W żałośnie smutnych okolicznościach
Woda wizualizuje Zamarzniętą siebie Która uległa kuszeniu Przez proces rozpadu
Przepraszam Udawałem ciebie Tamten dokument Tamta operacja Zmiany twarzy płci Te mroczne znajomości Klejnoty biżuterie To całe wszystko Było fałszywe
Uraczyć urazą martwe Pertraktacje o ekshumację Trwają gdy trawa traw Rozsiewa się pięknie Skupisko drzew liściastych Jako baza krzywd kusi Ponad gruzem krypt
Ja jako kryptokleptomanka Jestem niczym innym tylko Nikim w świecie kleptomanek
Nieciekawa ciężaru Definitywna perfekcja Społeczeństw rozgrzeszona Przy okazji narodzin Przerażona świateł nocy Niedamska Krystyna
W najwyższej wieży Więzi go ksiądz Gdy ten przychodzi Pastwić się nad członkami Tamten wiernie mówi I wierzga się Szczęść boże
Poradnik wędkarstwa wysokogórskiego W kontekście niegodziwości rybołówstwa Napisana jako sekretny zbiór metafor Mających na celu unaocznienie istnienia Zjawisk paranormalnych i nienormatywnych W kontekście religii ludzi prawdy
Personifikuję istotę Uosabiającą jestestwo Humanoidalnych proporcji Swoim każdym czynem Kształtuję wątpliwość Potencjalnych biorców
Ozdobna kura rasy eksperymentalnej O długich, mocnych ludzkich włosach Pięknie złotych puklach kręconych falami Zaginęła udając kogoś kim nie jest
Kurczak zmarł Na jego miejsce Narodził się nowy Jeszcze potężniejszy Od poprzedniego kurczaka Kolejne niosą dalej gospel Swojego wymarłego gatunku Nieustannie wyjącą rozpaczą Uśmierćmy go znowu Świadomie rozpalmy potęgę Zobaczmy w jaką przyszłość To wszystko zmierza Z głośną nadzieją Że do naszego Zasłużonego Wymarcia
Pustkowia rezonansu Koniokradzi dżdżu cwałują Ociekając kardamonem bogactw Marcepanowie zapachów egzystencji Multiplikują wonne czucia By klucznik koncentratów Odarłszy pieczęcie języków Przyprószył tabuny bólu Kurkumą ostateczności
Suplement duszy Perłowa globulka Pod skrytą postacią Podzielnej tabletki Zamkniętej szczelną Kapsułką zawiesiny Czopek rzeczywistości O krotnej aplikacji Pokonsultacyjnej
Woda w wiadrach Stoi w lesie Wyszła do mnie Zna mnie i widzi Wzrokiem spragnionych Saren i psów
❤️ Dorota
Licencja na Wydawanie licencji Wydawana jest W dramatycznych Okolicznościach Próbnej aborcji Co oni tu robią? Myśmy byli tam
Każdy Decymetr sześcienny Najmądrzejszego Umysłu na świecie Zawiera w sobie Tyle mądrości Co każdy Decymetr sześcienny
By zaspokoić wezgłowie rozjemcy Umieść wezbrane prącie w zagłówku Weznóże pacyfikatora krtani zabrzmi
Majestat prącia Szatana Jegoż zdradziecka sperma Versus przystająca potęga Apokaliptycznej waginy Jahwe Miłosiernie niesprawiedliwej
Łkam dla kosmosu Szyfrowanym śpiewem Usłyszysz go teraz Mój załamany głos Słyszący ciebie
Tak jak obalone drzewo Rodzi milion leśnych żyć Tak spętany czarnoksiężnik Roni monokryształy zamiast łez
Sarna umiera Rosa jej oczu To esencja prawdy Morderca-myśliwy Uzbrodniony wiedzą Odwraca nędzny ryj Gdy samoobrzydzony Postrzeloną dobija Po kość rękojeści
Niepokalana po kolana Powyżej kolan pokalana Zgwałcona własnym synem
Protoplankton biernie uwodzi Swym brakiem zainteresowania I bezmożliwością interakcji
Tyle się zmieści Małego w dużym Ile średniego W o tyle większym Żeby różnica Była identyczna Z tą między Małym i dużym
Tylko barwy pajęczyn O maksymalnej surowości I stłamszona bezużyteczność Mogą towarzyszyć zawartości Semantycznie doskonałej Wgniecionej w przyszłość
Dwuletnie martwe płody Zdają się być bardziej martwe Niż w dniu swojej śmierci A jest to oczywiście nieprawda
Przyjmując tezę Że jesteśmy sumą Wszystkich swoich części To równoważnie Jesteśmy różnicą Wszystkiego I wszystkich Nieswoich części
Półprzepuszczalna rozkosz rozwarć Wprost proporcjonalna odwrotności Samowystarczalnej przystawalności Podobieństw dysproporcji rozwiązań
Suma wszystkich różnic To różnica wszystkich sum Ile razy iloraz razem?
Soczyście rozpościera się Kolonizacja podłogi lasu Maleńkie gąbeczki flory W oczach mienią ich tysiące A każdy odcień to zieleń
Śliskie ręce Kolor betonu Dźwięk thereminu Napływający wzrostem Najpiękniej prosty Głęboko gdzieś Najniższą słyszalną Przez moje ciało Częstotliwością Trójwymiarowo Odlicza
Duch duszy pterodaktyla Majak lazurowego kształtu Zwisający w chłodnym wietrze Jak międzygatunkowy owoc Członek i worek mosznowy Tak groteskowo wmutowany W pradawnie oziębłe ciało Przesuwające się powoli Nieporuszone błony skrzydła Porośnięte gęsto skaryfikacjami I magiczną geometrią tatuaży Koncentrują moce zaświatu By wejść w pochwę samicy I odrodzić się w bólu krwi
Apogeum samczej ewolucji Monumentalny cerber przemocy Miażdżony samokłamstwem fasady Materializuje krzywdę gniewu
Jak najwięcej mięsa Całe możliwe mięso Zapewni tej planecie Upragniony spokój A pozostawi nie ciszę Kompletnej ciszy
W geście najcichszej tęsknoty Pożyczam twoje brudne skarpetki By wyjść na chwilę do lasu
dla N
Nadmiar cienkiej Pajęczyny bawełny Swobodnie tuli Przyjemny ciężar Atłasowej gąbeczki Ujęte w dłonie ud Kołysane powoli Świadome urojenie Napływa wrażliwością Która powiększona Do pięknej symetrii Pachnącej splotu mocy Pragnie schować się W kieszonce pocałunków Tam zmrużyć oczy Ogrzany słońcem Zniknąć
dla N
Zaklucz mnie w sercu A ja dojjem twe smutki A ja przeciwnie po nogach Pocieknę ku samej słodyczy Językami złotych pocałunków
dla N
Jesteś tą małą Maryjką Która mieszka aż tam W ściennej alkowie O kształcie domku Bialutka i obserwująca A cały zielony ogród To rozmiar twojego serca
dla N
Pan tuli tulipan A tulipan tuli pana Tuli pan tulipan
Ułożyłem poezję w mózgu Nie zdążyłem zanotować W ufnie trwałej formie Na czas i zapomniałem Przyjąłem że był to najlepszy Jaki stworzę kiedykolwiek Więc jest to smutne
Jesteś mroczną jajecznicą Stworzoną z mrocznych jajek Urodzonych przez mroczne kury Które zainfekowały mroczny kurnik Na mrocznym siedlisku pośród moczarów W bardzo mrocznej części puszczy Teraz pójdźże i nauczaj o mroku Mrocznym tonem mrocznie
Fale jadowitego morza Biją niemiłosiernie Święte twarze brzegu Wydrążone otwory klifu Wędrują w ponurą głębię Uzębionego przełyku Kapanie wody druzgocze Monumentalną ciszę Najgłębszej czeluści Którą pozna człowiek
Będzie cieplej Jak podpalimy Umarłą dżunglę
Nieuleczalny zespół pourazowego Przewlekłego zespolenia urazów
Z krytyczną masą okupacji Monsunowa nadżerka miażdży Płaska siłą niemych bezopinii Niweluje demokratyczne obrzędy Monoświatów humanoidalnej niewoli Spragnione wszystkiego cokolwiek Rozwiązują wiązki nikczemności Finalnie po eonach męk i kalectw Triumfuje nieskazitelny pokój
Związana paktem przysłowia Pragnie kresu wieczności Jak najwięcej grobów By odzyskać koniec Samodecydowania O uśmierceniu Ostatnim
Wydestylowana esencja Miliona pięknych dzieci (Wszystkie dobrowolnie) Wlana w ulepiony kształt Jednego tylko dziecka (Zapomnisz o ich śmierci) Patrz jakie cudowne Jak klaszcze!
Instalacje kaleczą Inhalacje natomiast dają Halucynacje kreują Perturbacje wszystko biorą Piękno przecieka pomiędzy
Rano jest sucho Raniej jestiej suchiej Najraniej najjestiej najsuchiej
Spocony motywator zawiści Uwodzi oralnym buzdyganem Nęci piękną formą ostrza Spójnością intelektualną Aksjomatycznego systemu Szarpie intymności uszu Zaklejając rany miodem Podniecony posłuchem tłumu Nasyca jednością uczuć Wlewa się w jego szczeliny Klejąc obcych opowieścią O fantastycznej bestii
Klarowna biel natury Analny cybuch pastucha Onirycznie mazidłem dymu Oj nie ułam błony Jezusa Omińmy szczytowaniem jęku Dokuczliwą zasadę książki Grubej czarnego pana
Do kurwy nędzy Spierdalaj cipo Dziwka matkojebcy! Niedoruchane zdziry Wpierdoliły pizdę Chuj skurwysyni Zeszmacił cię suko Spedalony kutasie Analnie niedoruchany
Poprzez równowagę teraz Przedzieram samego siebie By odciąć się niewyraźnie Odcięciem zewsząd mglistym Uprzyjaźniam tak bezwartość
Naklejka zakaz naklejania
Do barwy miedzi Iskier dawaj cicho Dziwna matko, jeźdzcy! Nieruchome rewiry Wpierw soliły pizzę Fuj z kur wyszyli Zeszła sił ciężko Spęta plony ku trasie A na dnie nieba kurhany
Klaustrofobia popiołu naciska Zasypane członki pyłem stworzeń Tylko usta twarzy na powierzchni Wyszeptują nocami klątwy protomagii Bez ucieczki i bez pojednania
Podobno szaleństwem jest Robić wciąż to samo i Oczekiwać różnych rezultatów Właśnie dlatego naukowcy Poszukujący unikatowych sekwencji Wśród generatorów liczb Prawdziwie unikalnie losowych Tak niesamowicie nienawidzą Dziedziny zwanej psychiatrią I wszystkich jej wyznawców
vs Albert Einstein
Kryształ którego nie było Którego struktura wewnętrzna Odbija potęgując tysiąckrotnie Duszę spoglądającego nań bytu Wziera w istotę jego jestestwa
Kolektyw drzew Który nie jest lasem Ponieważ zbiorcza objętość Jego totalnej biomasy Nie sprostuje gęstości Definitywnej zadrzewienia
W żółtku tataru Pływa ciemna kropka Esencja kilogramu piskląt W gnieździe dłoni na wynos Wierzgający tropiciel Honoruje koniec polowań Ostatni nosorożec klęka Przygnieciony lamentem matki Sponiewieranej kradzieżą porodu Płonąca głowa przerażenia Przeczesuje żywe ulice Ukłuciem bohatera
Samochód typu śmierć I człowiek typu kłamstwo On dosiada jego wnętrza Zmierza do klubu miłość Nie dotrze tam obecnością Ale kiedyś wszystkie atomy Połączą się w jedność
Zabijasz mnie mozolnie Ale nakarmisz prorokiem Poczęstujesz ciemnotą Odrodzę się ze śmierci Bo to podmioty są źródłem Bezkresu mojej infekcji
Ja uwielbiam ją Ona tu jest I patrzy na mnie Bo dobrze to wie, Że nakarmię ją I nie schowam W sercu na dnie
vs Radek
Kartka papieru Gładka gramaturowa 21 centymetrów szerokości Lub wysokości Oraz 29 centymetrów i 7 milimetrów pozostałe Wielu próbowało Nie da się jej Odwrócić
Realny kinetyczny pirotechnik Rozwiązał natychmiastowo umowę Ta przestała więc obowiązywać
Pięciometrowy ropień twarzy Przypomina drzewo klonalne Wonne kwiatostany pomarły Pozostawiając piękne formy owoców Nieuchwytnie zmiennobarwnych Kolosalne zwierzęta pożywiają się Ja przerażony błagam o pomoc Stada dusz wymarłych gołębi
Świat się pomylił Jeszcze żyjemy
W rzeczywistości Nierzeczywiste Pozbawione jest Materialnej manifestacji Tak charakterystycznej Bytom częściowo rzeczywistym Całkowitym i naturalnym Których ekspresje istnienia Odnajdują się perfekcyjnie W rzeczywistościach
Wytrawione oko Zapomnianych poszukiwań Niewystarczająco Nie wystarcza Utrzymać aromat Powidoku ostatniego
Łososiowy wojownik Jędker Pośrednim dotykiem opuszka Karmazynowej głowni berła Klęczy pośród obrostu nieba Całościowo mniszką lekarską Pochłonął zbyt wielką porcję By wydalić nadmiar toksyn Dzika pliszka niedowierza Jeziorom swych patrzałek
Człowiek, Taka mała Prośbinka: W miarę Możliwości Wkrótce Wymrzyjcie
Nie masz takiej nienawiści Która pokonałaby miłość Jezusa Bo nie pokonasz martwicy Płodzącej samą siebie Ani żadnej rzeczy Która jej jest
Nie jestem Nie byłem A jestem Istnieniem Jestem teraz A nie będę Nie istnieję Czym jestem? Czy jestem?
Przeżegnaj szepce Skacz powiedziała Matka katoliczka Syna chrześcijanina By dowiedzieć się Co nastąpiło dalej Odwiedź nas kochanie W kolejną niedzielę
Sterczący sutek Włochaty kaloryfer Wielbłądzi palec Pompkowany penis Szpara międzyudzia Podryw gwałtem Depilka pach
Metaforyczna poezja O tobie z wczoraj
Papież ścierny Zbaw się od złego Użyj na drewno
Zadbany Garażu Poszukuję Wdźwięczny Pilnie Dziewczynę Studentkę Wynajmę
Ognioodporny lodołamacz seksu Celowo dryfuje bezwiednie Pośród kier śladów parostatku Krioterror genezą horyzontu Jego pęd uniewrażliwia Bez niego kres
Gdzie jest oko Kiedy śpisz Czy wżera się Wgłąb mózgu Czy obrzydłe Twoimi widokami Buduje zemstę Najczarniejszą Czy spróbuje Otruć się Zdesperowane Czy zaprosi Dusze do gniazda By tkały otchłań Przez którą ucieknie Całe pozostałe piękno oka Wydaje mi się Że zdecydowanie tak
Ta ciemna depresja W poziomie twarzy Gdy zamieszkała jest Przez pulsującego demona Kusi do siebie obrazy Wpadają jako prawda Zniszcz spal zabij demona Otrzymasz prawdę faktyczną Jednolicie piękną
Kruchy chleb jest A kruche jego życie Opruszyły okruszkami Wszystkie kruchości Kiedyś zmiękną Zgniją i zapleśnią
Umrzyjmy grudko szlachetna Patrz ile na nas obrośnięcia Załóżmy ciała siebie samych Na ich niepopularną lewą stronę Jako coś interesująco innego Umrzyjmy w wyniku tego procesu Potencjalnie mniej ładnego
Nierozerwalnie kucam Sypko ciecz opada Cierpkość wypluwam Rozkrwawiwszy kolano Kolanem przyszpilam Dłonie do betonu Wszechrzeczywistości
Z resztek znajomości Wezmę obierki samotności I zbuduję sobie rozpacz Niestabilną podróż zacznę Do końca wszystkich chwil
Niejednokrotnie Póki jeszcze może Ukryła się w noc Przed natarczywą Niesamowitością
Potnie ci twarz Za twoją obleśną Patriarchalność I twoje samcze Jej tytułowanie
Postprotopłazów Upragnione zło Zwilżże wargi Ich seksualności Uśpij czujność Spazmem kłamstwa Okradnij ucieknij
Zwyczajny gwałt Po jego beatyfikacji Stał się obliczem pana pana I jako perfekcyjny gwałt Stał się niegwałtem
Jego przyjaciel Kręty włosień Niebezpieczeństwo Morderstwa świni Obudzona kwasem Larwa rozproszenia Martwica organów Jej jedyną miłością
Ogórek przyjaźni Międzygatunkowej Daj go gatunkowi Niech weźmie
Wejrzę umysłem W płaszcz ziemi Tym sposobem: Napinam własną Skorupę tkanek By osiągnąć cel
Perfekcyjna ściana Zbudowana na szczycie Perfekcyjnej ściany Przedłużająca daną Perfekcyjną ścianę O perfekcyjny odcinek Perfekcyjnej ściany Tylko skąd potrzeba By ją przedłużać?
Ultymatywne dzieło Inteligentnego artefaktu Trójwymiarowa kreacja Przedstawiciela demosceny Pomylona z archaicznym wytworem Którego cech nie posiada
Traumatyczny wzdryg Poszkodowanego oprawcy Jego wonna esencja
Pies zawsze gryzie dwa razy Za pierwszym razem gryzie Za drugim razem też gryzie Jeśli nie ugryzie dwa razy To znak że nie jest psem
W moim śnie Lazurowe piaski Niebo nie lazurowe Jesteś czołgiem Do driftowania
Gdy płód ziścił się Życie swoje ustanowił Przybrał imię Płodomiazg I zapadł się w sobie Pociągając za sobą Ciało nosicielki
Podrapałem swędzące ciało W miejscu, które nie swędziało Ta stacja to dewastacja Zniszczona tuż po remoncie
Udawana podwójna ucieczka Wyimaginowani przeciwnicy Nie zaczęła się o czasie
Własności obecnych najemczyń Rozmazany makijaż marzeń Czyste ścieżki cieknięć Nieobecnych wmuszeń przeszłość Spotkań obmacywane dusze Napastliwe myśli samowiny
Podświadomie podjąłem próbę By szczypnięciem przybliżyć Drukowanej ilustracji detal W świecie rzeczywistym Płakałem smutna emocja
Zorganizowane religie Pozamykane w organizacjach Z czego każda stanowi Osobną manifestację niefizyczną Jednego wspólnego wierzenia Przeznaczonego dla istot Zamieszkujących trzy wymiary I wzglądających w czwarty Spróbuj okiełznać umysłem Wszystkich tych heretyków Których nie jesteś w stanie Doświadczyć swoim bytem
Strumień jest miłością Chaos jest świadomością Strumień byłby chaosem Słońce przestaje płonąc Drastycznie niezauważalnie powoli Wśród tego wszystkiego nic
Twoje fekalia dokładnie Jak ciepły letni deszcz Może to nie fekalia?
Szczęśliwy Szczepan Szczepi szczepionkami Szczerozłoty jest Gdyż darmowe są Gdybyście tylko wiedzieli Wiedzieli co zrobił
W najgorętszy dzień dni Wypiwszy siedem litrów wody Zaczęłą wyciekać stężeniem Które przestało być potem W wyniku czego ciało ustąpiło Uprzejmie zmarłszy sobie
Surowe prawo Gotowane prawo Pieczone, smażone Ukebabione na grubym To nadal prawo Daremne są zatem Wasze nędzne próby Deprawacji prawa Sprawiedliwość Tryumfuje!
Coś się ruszyło Czerpie skądś coś Czy coś skądś Czy się uspokoi Którędyś koniec
Mięso masowego morderstwa Nabiał wielokrotnego gwałtu Płody niewolniczek pożarte Perfekcja dziecięcego holokaust Ustępują błękitnej zieleni Gdy budujemy sobie przyszłość Na jaką zasługujemy
Jedynie słowa dane Nadawcy źródłowemu Zaniedbanego przekazu Poddanemu w wątpliwość Ponownie komuś oddane Po zaistniałym daniu Mogą znów być dane Oddanemu wydawcy Danego dnia
W beznamiętne popołudnie Pełen uśmiech złośliwości Półnudnie wałęsają się Pozbawione empatii wzorce Pośród negatywnego środowiska Kakofonia potencjalnej pomocy Skrywa przemoc poglądów Gdzie jedyną legalną emocją Jest zgodne zadowolenie
Botaniczne źrebię Organiczne szczenię Nieludzkie wynaturzenia Ekologiczny antyholokaust
Kto się wyśpi Ten prześpi Niewyspanie Bezsenność Natomiast Zapobiegnie Dyskomfortowi Potencjalnego Niewyspania Bo pozbawi Śniącego snu
Prawda cię wyzwoli Śmierć cię wyzwoli Śmierć to prawda
Konstrukt jest tylko konstruktem Aksjomat to wspólnej rzeczywistości Przybliżona instrukcja uśmiercania
Bóg Honor Ojczyzna Ale w kolejności Alfabetycznej
Operacyjnie dłutami Wycięty kawałek ciała Pozostawiony samotnie Oblepiony muchami Obrodzi larwami Zjesz chętnie Podziękujesz
Przekroczyć próg snu by Wcisnąć wszystko równocześnie Na klawiaturze z łechtaczką Prawokliknąć słabszą dłonią Zmartwić wszystkie piksele Otwierając plik gwiazdka Przeglądać podglądem wydruku Czterysta i cztery razy Rekurencyjnie pętlić Bez tytuły
Odpowiednio masywnie atomów Wszystkie one niepotrzebne Zostaje malutka garść
Przepotęga tęsknoty kluseczek Delikatna poczciwinka troski Syrenka życzliwej przyjaźni Zapominajka smutku egzystencji Marcepanowa gąska drapulków Grzywunia sekretu magiczności Żuczek niesamowitej współmiłości Wisienka cielesnej hipersarenki Plecionka przytulanek i muśnięć Boginka stu rączek przyjemności Czarownica westchnięć rumieńców Lunarna duszyczka łechtania Rozgrzana spiralka języczków Puzderko zmysłowych ustek Słodka buzia pocałunków
dla N
Piramidalna Bezkształtność Obezwładnia Wrażeniem Że coś kiedyś Z kimś coś Lub ktoś Coś
Megakorporacja przepychu Nekrokardynałów i postpapieży Gdzie ksenokapłan i maksistranci Deduplikują oralność spowiednic A sakralni włóczędzy heterozakonów Mieszają kadzie płynnego lamentu Ofiarując wrogie wchłonięcia lub Asymilując stosami homomyśli Byś antypożądał cudzych
Ludzie Ludziom Ludzi Zaludnili Ludziami
Spłodzony gwałtem Chrześcijańskiego taty Przemek jest pięknym chłopcem Tu zdjęcie na kolanach papieża Ale jako Przemo Cychtynger Morduje ciężarne kobiety Przemysław C ścigany latami Uzbierał setkę płodów Skazany dożywociem Schwytany obławą Więzień Przemo C Pseudonim "Przemoc" Jest bibliotekarzem
Ekstrakt refleksji Sproszkowane idee Mazidło mądrości Hipotezofilia rozwiązań Dwie części jednego Skaleczony proces Okular kryształu soli Wyjawi prawdę o świcie
Na wieki wieków Potem jeszcze trochę A gdy i to minie to Sto lat i jeden dzień Później przywołamy Usta stworzenia Które nazywamy Nieboskłonem
Problemy emocjonalne Statystycznie spotykają Trzech na jednego Zdrowych ludzi A jeden na jednego Zdrowych ludzi Prędzej lub później Docelowo umiera
Twarogowe sandały popękały Tamto spojrzenie przechodnia Przygniotło zaćmiony dzień Sześćdziesięciosześciokrotnie
Pulsujący demonie Zniweluj doznawalność Głośną nieustępliwością Fonetycznych tworzyw Ucisz zalegającą rozpacz Natarczywością chaosu
♥ Masami Akita
Pusta puma uczucia Wobec losowej zmiennej Bezwartość miejsca narodzin Twoja religia i bohatery Twoja flaga i pieśń języka Mogłyby i są czymkolwiek Uczucie pumy i przynależności Prawdziwie niewyjątkowe Ordynarnie przypadkowe Potencjalnie wrogie
Rekonstrukcja Rekonwalescenta Zakończyła się Fiaskiem wstydu Gdy ktoś sypnął Szklanymi odłamkami W bruzdy jaźni
Prezentacja.ppt Reprezentant biedy Reprezentuje biedę Po raz kolejny
Spotkały się: Pająk-ważka Pszczoła-motyl Jednogłośnie Oznajmiły: Jesteśmy Robak-robakami Tej ziemi
Rodzenie Rodzi Potencjał Rodzenia
Piję słońce które jest Piję transparentność Absorbuję kosmos
Swoim nadmiarem rezonuj Podziel się zatruciem Pionową nienawiścią zetrzyj Rozszarp ich żałosnym smutkiem Egzystencji ujednolicenie To teraz twoje marzenie
Wszystkie rozmowy Mają jakiś sens Gdy dana wymiana Komunikatów werbalnych Lub niewerbalnych Nie ma sensu Nie jest wtedy Żadną rozmową
Ty jako wróg Twojego jesteś Twoim Przyjacielem Samego siebie Sabotażem sabotuj Egoistycznie dobroczyń Mimikuj niezgodność
Konieczność końca Zaowocuje planetą Potencjalnie docelowo Bezpiecznie pozbawioną Konieczności końca
♥ VHEMT
Łososiowy kolor Łososiowych zwłok Urzeka morderców Naturalnego losu Świata równowagi Który przemija
Strefa seryjnej selekcji Sferycznych manifestacji Wyróżnia się motywem kuli Jako główny jej motyw Ale pozbawiona jest Przewodniego tematu Jako że jej kulistość Wzbrania się równaniom Innym niż równość
Resustytując Recytowawszy Losowe słowa Losowych fragmentów Hebrajskiej biblii Przeniknął do skrytej Warstwy wszechrzeczy Gdzie zniwelował życie
Jest taka jaka jest Nie jest taka jaka nie jest Chyba że równoległa Wtedy może być
Nienawiść do wszystkich ludzi Oprócz tych, którzy nie są mną
Nagły atak kaszlu Zgładził białą rasę Posiadaczy i władców Gdy dokonali masowo Synchronicznie jednością Cynamonowe wyzwanie
Wtedy gdy pięciu Zbiera się we trójkę By podwoić pentagram Wiesz że to jedność
Ktoś grozi bronią Mi pistoletem Osoba z penisem Mam wziąć go w usta Gdy już mam to zrobić Dłonie osoby sięgają Do mojego penisa Bo nagle jestem nagi W tej chwili W wyniku paru dotknięć Osiągam bezprzyjemny orgazm Budzę się z mokrą bielizną Ładnie pachnącej spermy
Splot odłamków wizji Dzień pełen rycerzy Wytarte znaczenia Finalnie finał
Kwilę zeschłą krwią Moje zmysły zamarły Komory już nie pompują Mimo wszystko jest ok To był ciężki grząski sen Okazuje się na koniec Wewnątrz snu śniłem sen
Koneser nagłych koniunkcji Symbiozy ciał z siekierą Usycha obfity miłosierdziem Anonimowy pracoholik dekady Dehumanizuje figury postaci W pilotażu wniebowstąpienia Kondensując konwulsje dobroci Wpatrzony w strumienie rąk Przeciera wióry łez
Jezus mówi Kupujcie moje produkty Po czym Umiera
Sernik z tofu To tofurnik Sernik z jajek To jajnik
Oto mój bohater Ma na imię Bohater I jako typowy typ Człowiek nieczynu Bohaterem jest Tylko z nazwy
Niemateria nieożywiona Synchronicznej demosceny Szeregowe połączenia Krystalicznego ideału Zawarte w sarkofagu Binarnej samotności
Tasiemiec był Nieuzbrojony A i tak go zabili
Te skały mogą zabić Wstrząsać swym bestialstwem Nim wyciągniesz konsekwencje Bo jak zniszczyć skały Blokujące przejście?
Sarnę pożerają drożdże Stoi na trzech nogach Na drodze i defekuje
Nikczemna nieprawda Skrywany wąż wnętrz Porwany nagłą zawiścią Umartwił morską mątwę Uzewnętrzniając martwotę Gąbczastości jej tkanek
Ruiny pożydowskiego cmentarza Zbudowanego po ludobójstwie Na starym indiańskim cmentarzu W jeszcze starszym miejscu Po przeklętym drzewie wisielców
Rebelianci Skradli je Bez powodu Oddali cześć Części z kry Kalecząc je Dłutami stóp Swych swoje Nieopodal Skrzyła się Podłość
Szukając kupca Który kupił zakupy Odnalazła sprzedawcę Który sprzedał
Proceduralnie nadzorowany Wieloosobowy prysznic W budynku z kominem Po którym nigdy już
Konurbacja To masturbacja Nudyści
Spal moją twarz Napluj na grób matki Ofiaruj gest lobotomii Ja wszystko to i więcej Bardzo intensywnie utoleruję
Przemiana ciała w ciała Na rzecz sprawy potężniejszej Niż suma wszystkich ciał
On nie obchodzi świąt A jego nic nie obchodzi Umiera w tym świecie Umrze i w następnym
Taś taś zwierzątko Wyjmij za ogonek Z norki myszkę Zobacz kochaną jaka Objedzona truskawkami Śpi teraz słodko Uważaj bo zziębnie Owiń pierzynką celulozy
Brzydcy, nieładni ludzie Nie istnieją na prawdę To starożytni reptilianie Z wadliwym kamuflażem
Chcieli rozkładać Na czynniki pierwsze Teraz rozkładają Na czynniki drugie Jeśli zatem jest Ale tylko jeden Nie rozłożą
Makieta splotu struktur Inscenizacje sennego oka Ich rokowania są nadzwyczajne Pochłaniacze chłoną niesamowitości Hybrydyczność jawnych doświadczeń Niemagicznego błędu poskramiania Rdzawe spoiwo pogorzelisk nocy Oto autochtoni pierwowzorów
Władca torbieli Włada nią całkowicie A w rzeczywistości To torbiel włada Władcą całkowicie
Utożsamiam to z tym Czego nie może być
Wykraczając poza ludzkość Porzucam koncepcje losu Wyśmiewam fatalizm fatum Staję się czystym biologizmem Jednostką organicznego kosmosu
Kuracja zapewnia zawsze Zamieszki plus wyżywienie Zaskakującą i nagłą śmierć Na skutek antyrespiracji Postprzeterminowaną trutką Konstelacja tej negatywności Wymaga jedynie i zaledwie Wszystkich nienaszych pieniędzy By stały się jednością
Profesjonalne urządzenia Ilości zwielokrotnionej Co do nadawców roszczeń Gastronomiczne duchem Chromowane chromem Dla gastronomów ciał
Dwie kończyny do chodzenia Reszta prowadzi dochodzenia Równocześnie godziwy i niegodziwy Przesłuchał ćwiartowane zwłoki Próbami samobójczymi ustanowił Swojego martwego partnera sobą Na przekór bożej nieomylności Rozwiązał nierozwiązywalność spraw Rozsypał się po komisariacie Szaleńczym szlochem rozpaczy Zapalił dużo papierosów
Ukój moje minione jestestwo Zgadując mój bezapelacyjnie Ulubiony odcień i barwę Niezależnie od odpowiedzi Nagroda jest prawda
Ptaki wracają Jeśli nie wyginęły Karma nie wraca Bo jest konstruktem
Kwasowa szpilka retrybucji Kłuje miniaturowym szpikulcem Odkształca antyzasadową cieczą A przy tym wszystkim spryciulka Jest opalizująco złoto srebrna Dzięki tej śliczności każda zemsta Czy niewielka, czy nieuzasadniona Spotka się z większym wydźwiękiem Jeśli miałaby zostać ujawniona
Wstałbym Niepowstrzymywalny Pożądam odebrać Więc daruję Dary dam Weź
Dwutlenek tlenu Przemienił utleniwszy Beztlenowe organizmy W jętki trójtlenkowe
Niezależnie Od rozmiaru Jądrem węgla Pozostaje Zawsze Niezmienny Czarny Węgiel
Oczy tasiemca piękne Jak mokre kamienie Moje serce pęknie
Fascynacja prostym przekazem Jest niezmiennie równoległa Wobec uśpionych snem umysłów
Zobaczyć to uwierzyć Nie zobaczyć i uwierzyć To też uwierzyć Zobaczyć to nie zobaczyć
Nieboskłon myśli czynnej Elementy topograficzne Horyzont niewydarzeń Z ziemi obserwator
Eksplozja euforii Spektakularnych selekcji Ekshumacji rozgrzanego Czystej długiej nocy Eutanazja zastrzykiem Wykopanego korzenia Odwiecznego bluźnierstwa Odmierza spokój Czystej nienawiści
Usuwa się wszystkie Substancje organizmu Odarty doszczętnie miąższ Okalający nasiono duszy Jednakże tylko wdusiwszy Całość w kompost planety Zakiełkujesz zbawieniem Jesteś zatem zgubiony
Improwizowana bytność Gdzie wszystkie składowe Jak jej czas i miejsce Charakter i uczestnicy Improwizowane są tak Że nijak nie wiadomo Czy sama improwizacja Nie jest improwizowana
Oto dzikość Oto wilk jej
Podczas święta menstruacji Zamieniam się w niebinarną osobę Która zamienia się w wilkołaka Podczas święta menstruacji O metaentropio likantropii Twe ciasto to wilkołakołacz
Decyzja to miraż Istnieją jedynie Wypadkowe niekońca Zmienne składowe Umykają percepcji Wadliwego humanoida Na podobieństwa boga I gdyby mogło ponownie To by identycznie
Gdybym zmarł Na męczennictwo Chciałbym zostać Świętym patronem Znienawidzonych ludzi
Poprzez zamkniętą powiekę Ujrzałem transparentność Esencja niedostrzegalności Pozbawiła mnie złudzeń Oczyszczenia oczodołów Dokonałem nazajutrz
Ma cztery kółka Z czerwonego kauczuku Naklejki w płomienie O brokatowej podstawie Niestety brakuje drugiej A bez sparowanej pary Nie połamiesz pieczęci Ani pieczeni nie uwolnisz A tym bardziej Jezusku Nie pojeździsz
Wycinek wycinki drzew Dotknął każdego z nich Co do jednego bytu Każdego z osobna W indywidualny sposób Odbytujący byty Do niebytów
Zakrzywiona przestrzeń Załamała się finalnie Pod naporem wydarzeń Dni wcześniejszych My jako obserwatorzy Zapamiętamy to wydarzenie Jako "Wydarzenie 1"
Masowa śmierć Nadeszła rankiem Odeszła wieczorkiem Pozostawiając za sobą Liczne niewyjaśnione Zmartwychwstania
Pobij samego siebie W swojej własnej grze Której jedyną zasadą By pobić samego siebie W swojej własnej grze
Zdalnego rozgrzeszenia brak gdy Kapcie nieposkromionej agresji Dymią wynikiem nagromadzenia spopielin Ponadpodstawowej wylinki zatracenia Złość krzyczysz dumny złośśćć W kierunku martwych mrówek
Jeśli docenisz bezcen Ten uczyni wzajemnie I spojrzy w ciebie W najintymniejszy głąb Całkowicie pomijając Koncepcję wartości
Xyz
Pirat dryfu leżaka Rozpiął cienie luzu Rozbójnik lateksu Osiągnął mglistość snu Po trzykroć wyzionął Garści stóp pierzyn
Niehubert pyta Czy nie jesteś Oni ostatecznie Ostatecznie tak
Lodowość obiektu Z krioobiegiem Równomiernie Mrozi mrozem A mogłaby Nierówno
Wykopaliska ładu Miłościwie kaleczą Bytność nieporządku
Majaczę przywidzenie Jak czyszczę cystę Wewnątrz wyłania się Widzę odległe widzenie Więźnia pośród więzień Szeptem szpetnie szepce "Gołąb ma moje oczy"
Rozkazuję ci Pokrój ich Zapewnij Pokój
Selektywna psia psitka Kusiła niewysokiego Zenona Truflowym pięknem koloru I odpowiednią wysokością Uległ jej wilgotnym wargom Setki tysięcy lepkich razy W bezpiecznym sekrecie marzeń Ale na jawie brak mu śmiałości Ze względu na skrzywienie penisa Zakończonego wstydliwą stulejką
Jak robi piesek? Hał hał hał Wuf wuf wuf Jak robi kotek? Miał miał miał Pur pur pur Jak robi krówka? Błagam! Przestań! Oddajcie mi dziecko! Jak robi świnka? Odłóż ten młotek! Nie zabijaj mnie! Jak robi kurczaczek? Zatrzymaj maszynę! Aaaaaaaaaaargh!
Pierwotne wiązki gazów Przecięły żelbeton magmy Zeschniętej stukryształem Uwalniając do atmosfery To czego nie powinny były
Pustynna kawiarnia Serwująca deser O nazwie dezerter Dizajn deseru Pustynny dezerter Berserker zgody
Legendarna pornografia Zmysłowa defekacja kałem Amatorki lesbijskie Kazirodczo bliźniaczki Pocałujcie się Wokół kubka Duże biustowe kobiety Penetracja kikutem nogi Srebrna zorza ku twarzy
Wtorek Z nieba pada krew Niezmiennie od sześciu lat Ludzie nie przestają umierać W Jezusa wsiąka nadzieja Jak w kosmiczną czarną gąbkę Uśmiecha się serdecznie Siedząc na kryształowym tronie Pośród odgruzowanej Atlantydy Otoczony wegańską ucztą Pozostałych reptilian Zwłoki pozostały martwe Mieliście rację
Bynajmniej poniekąd Niesamowicie chyba Różowożółtość
Kłębki cienkich zadrapań Ułożone warstwami Otoczone krwawą wstęgą Kontrolowanej kałuży Zatrutej żółcią Obklejone przypadkowo Rozdmuchanym płynem Równoległych znaków Niezrozumiałych symboli
Magiczne protisty nierządu Drożdże dżdżą lodową otchłanią Piwowar tymczasowej nieobecności
Rozgorzałe dysprotisty poprzez czeluść Nadgorliwością superpantofelek wspomnień Porozumiawszy ponadrasową nikczemność
Ociężałe nibyzwisy cytoplazmatyczne Krioautoradiogram ponadpostprepopulacji Rysuje rytmiczne rekinopodobne płachty
Patyczki Stosik stoliczków Frytkownica
Zaziębiony klucznik niesamowitości Znam sekretne ryciny miedziorytnicze Niejednorodnie samozwańcza protista magii Introwertyczne gąski gąski do domu Piórka
Kryminalnie seksowny Opatulony rzeczywistością Pobieram opłaty
Kaletnicy drzemki kaleczą duszę Duszę się dusznością duchów Dłuży się potajemnica narzeczy Podstawowy pocałunek kikutów
Ciężko wadliwy odbyt Narośl fekalnych struktur Odkładająca się nosicielem Zainfekowawszy hipermutacją Pasożytniczej pleśniogrzybni Wprowadzonej naciętym bambusem Owrzodziałym beztlenową sinicą Pozostał żywy organizm Niepodobny niczemu Co żywe
Autonomie delikatnej anihilacji Bezkresne opuszki mordu Zmiażdżone pianką rzezi Subtelnie krwawią pięknem
Jestem ohydą Bezcenną komedią Nie wiem, że nic Ale nie za wszelką Zróbmy jak ktoś chce Uciekają mi myśli Pamięć słów zawodzi Bulgoczę mową głupio Pustostan zaufania Religijnych motywacji Chciałbym nienawidzić Jako część myśląca Że całości ponad Ale obojętnie mi Nic nie ma sensu Chyba trochę
Tundra niejadalności Gdzie półfalista purchel Mlaśnięciem erupcji Zainfekowała w nozdrza Watahy arktycznych pum Sterując ku samozagładzie Zaćmieniem terroru gęsto Opatuliwszy osadnictwo Humanoidów bożego strachu
Potężny wodospad kału Cichutki kałospad moczu Potem moczospad krwi Krwiomocz krwi i moczu Moczomocz samego moczu Moczociny plwocin Plwociny powymiocin Wymiot krwiocin
Hapią dzidę Miecze w pochwach Krwawią otwory ciała Possą pałkę
Podmiot właściciel Posiada pustki
Baliśmy niemyśmy Byleś mógłbyś być Gdybyście to byśmy Ale czy byśmy my Czy raczej niebyśmy Byli bylibyśmy Byćmoże
Przyjdźcie ku mnie Wszystek któren Utrudzeni i obciążeni Jesteście wy A ja was upokorzę
Gwiezdna forteca przestrzenioczasu Gdzie karodziej karze jednoznacznie Byty nieobjętościowe i momenty niebyłe Flotylle Uroborosów jęczą na zenitach zmroku Wszystko to co miało miejsce nie miało mieć Czasopisze i czasomaże jego przeciwdziennik Dawca nieobecności hiperstronnicowany Wykreślacz obecności kobaltowokruczy
Jakby suchy delfin Z brzydkiego mrowiska Niemożebnie zubożały Zaledwie tylko byt
Zew mężobójcy Powódź zaćmienia Wąż hipergwałtu
Cała ta fajność fajna Niefajność też fajna Obu odmawiać niefajnie Fajnie przyjąć fajności A gdy czuje fajność Fajnie mi jest
Martwi mnie martwe Brzydzi tchnięte życiem Męskie mięso mści się
Przez twór Przestwór To otwór
Nogi Irenki Irenki nogi i ręki Nogi Irence I ręce Irence i ręce Izotopy stopy Nogi w nogi Ręka ręce Irence
Kusi siku Siku kusi Pantsu
Ja was poszukałem Wy do mnie przyszliście Wypełniłem was kremową świętością Oddajcie życia, a nie zginiecie Źrodłem światła jest płomień Obejmę was dziewiczą trójcą Miłosiernym dzieciogwałtem W niepokalanym analu Pieczywem w ciało Stanę się
Oto świątynny kolos niemych powikłań Dysinterpretator uwięzionej prapieśni Beatyfikator wiecznego zniekształcenia Składając pocałunek uświęconej dysfunkcji Nienasycenie bliźni niepełnoletnich Wycierając dotykiem ostatki ciepła Ten konserwator gnijących niewinności Nieskrępowanie skryty przepastną szatą Protekcyjnie wniebowzięty po prawicy Windykator szeptów intymności Bezkreśnie błogosławi krzywdą
Kurczak na cienkim Kurczak na grubym Bułka XXL kajzerka Ostry czosnkowy bulgot Kurczak na miękkim Wczorajsze zimno Skrawki mięsnej miazgi Jazgot żołądkowej cieczy Aromat polskiego potu
Była kicia na targu Kupiła pięć jabłek Zjadła trzech jabłków Zostało jej siedem Bo kicia jest kłamcą A zjadła minus dwa Piekło kotów boli Pierwsze trzy razy A jest jeszcze sześć Asymilacja udręki
Półprzeźroczyste kocięta Wyzierają z wnętrza mych dłoni Spocony zaciskam palce ale Miauknięcia przeciekają mi Poprzez pustostany palców Ćwierćkocury niewidzialne Lądują w miałkim żwirze Zagnieżdżonych zaułków
Zupa za słona Winiegar
By czas mógł leczyć rany Musi je najpierw zadać A jak boli, to rośnie
Powódź w lesie iglastym Topinambur
Obficie broczę ściółką Grzyb imieniem miłości Splugawiłem się łzawo borówką Szyszką i mchem umęczony Duszące torsje na samą Myśl o mięśniu nieprzystającym Granicą tolerancja własnego gatunku Zatracam się w kompatybilności Strzeżmy puryzmu organizmów Kanibalizacja medytacyjna
Gatunki ziemian Pozamykanych wagonami Koncentracja efektywnego mordu Dla potrzeb najwyższej boskiej kreacji
Szanowni adresaci Umieram korespondencyjnie Załączam konwulsyjnie Moje odseparowane członki Wielopowtarzalny pustoszyciel Pustoszy mnie systematycznie O wpół siódmej ofiary Kolejny trop wskazówki Serdecznie pozdrawiam Zaniepokojony czytelnik
Smolista mroczna lepkość Pulsarująca niesamowicie Rubinową trucizną spętania Uklęknij i wtulże się Zwęgl spektaklem kwasoty Pośrodku gniazda plazmy
Żyje coś Więc umiera coś Wczoraj do dziś Nie wszystko Dziś do jutra Też Cywilizacje ekspirują Światy przeźroczyste Rytuały… Pff
W skali kosmosu Wszechświat byłych nieistnień Wszystko jest martwe
Chce uzyskać więcej penis Uchować łzy przed tęczówką Zgnieść słowa przełykiem
Wyście byście Wyśnione waśnie Nabrali zabrali Niepozostawiwszy Byście mieć mieli Własną właśnie Wręcz zamieć
Pnącze prawego słońca Tekstura lśniącej bujności Jeden i trzecia decymetra Gałązka lilaka z kwiatostanem Pieszczota ciekłego szeptu Słoneczny policzek betonu Aureola gwiezdnych grudek
Najciemność mroku bielma Pyliste wibracje stłumień Nieskończeniekrotnie lepko Spopielonych ciem eonów Pulsujących przepięknem Grzesznie buczą plwociny Zainfekowanych pleśnią Cynkowych oparów purchli Niesamowitą potliwością Ohydnie zachłannego jądra Nikczemnie świadomej cieczy Mimikujący kształt naczynia
Personifikacja nienawiści Uosabia wszystko to Czym skrycie gardzę
Niesilikon niesanitarny Nieodporny na pleśń Wrażliwy na wilgoć
Przychodzi do mnie Nieskazitelny jesiotr Wypłakuje czarnoziemem Subskrypcje alchemiczne Nieodpłatnie konsultuje Mroczną magię
Towarzyszy mi demon Kurz złamał mi rękę Ksiądz opuścił parafię
Ja nadchodzący Opętuje teraz ciało Mnie minionego
Ssij błony podkolana Glizdo niezwierzęca Suchością zgnijże Reinkarnuj wadliwie Ciągłością wspomnień Klątwą niezapominania
Aby przestać tracić Całe zgromadzone ciepło Marzę o samokrzywdzie O całkowitej kontroli Wyselekcjonowanej metodzie Kreatywnie sekretnej Destrukcyjnie kojącej By otuliła mnie niemo I pozwoliła zapaść się Świątyni cielesności W nocne odległe światło
Poparzone policzki psychopaty Dyszą cyrkulacją pulsu dymu Istotność bytów określa popiół Wysączony z żaru paleniska Szturchając płomienie z krzykiem Zatacza okręgi by Upaść twarzą
Spomiędzy ciepłego zapachu Wysokich cieniodajnych modrzewi Wkroczył szum odległego pociągu Wmieszany w migoczącą wiatrem gwiazdę
Patyczki dębowe kuleczki Kroplami o drewno dachu Księżycem kapiących sosen Trzask suchości kroków Ciepło ziemi wsiąka w górę
Rytualny mech Szum łona mami Drzemka buraczków Ekstremalne półkształty Łezki ćwierćcieni łezek Ciżemki lotu ukwiałów Pogorzelisko cynamonu Bezcielesne protisty Borsuki przyjaźni Bluza z kapturem
Wszystkie poprzednie dni to twarze Strawione ciepłem prozopagnozji Mam dysleksję na nienawiść Katar na przenikanie międzyludzkie Organoleptyczną kolkę zmysłów
Odosobniony tranzystor mruczy Cień nastolatka samomiłuje Rzucony oddech o opuszczone elewacje Za krzewami lilaka ukrył rower Ciepła sperma pomiędzy kiśćmi kwiatów Zanika cała przejrzystość potrzeby Klikają językami odległe lampy uliczne
Pierwotnością oszałamia Elokwencję krztusi głębią Nerwowości złańcuchowia kłódką Iryguje wargę lekko bezwiednie Spoglądam raz i mięknie
Nocne wzwody Promienie słońca na twarzy Antena na sny
Ewolucyjny kompan splotu mocy Muskany promieniem elektromagnesu Szum potoku krwinek za ścianą
Nie ufaj ludziom, którzy nie piją Niemęskoosobowy tułowiu rodziny Tylko mięskiem się najesz W imię ojca podłoga to lawa Przemocny łzami pedale emocji Szanuj penisa prawości
Oczy i brewki Trufla nieposiadania Spiralne spanie
Puma wysokogórska Do mnie Kołdrowy podróżnik Siad Łukasz Brawo Kurczak
Kocham pisać Więc piszę Że kocham pisać
Jezus je ZUS
Łatwopalnie cieczem Pylęta języczą złotem Decymetry zgliszczeń
Przezornie przegubowe Prącie samokalectwa Tuli prestiż niepamięci Suwerenie pocałunku Barokowo unerwiona żołądź Postśni preejakulatem
Kobaltowe pszenżyto posłuszeństwa Pasza wielkomiejskiej kontroli Planowana skaza umysłu kiełkuje W jednorodnym kolektywie unikalności Pielęgniarz sekretarz kasjerz Wszyscy żywią organelle kurczaka Strumień nieważnych drażetek
Niewrażliwy smaku wątpliwości Pchnięty ku klifom sukcesu Dostrzeż pasterza w człowieku A tysiąc patrzących oczu Weźmie cię pod skrzydło ekstazy Materialnej nirwany zamożności Prowokując lotem sypkiej ćmy
Rytmiczny ruch rzęsków orzęsków W silnych objęciach nibynóżki Grzybopodobny orgazm Miłościoidentyczność dusz
Pustoszyciele światów Ul jest pełen zielonych much Na śniadanie były kanapki
Finalnie zwycięży egoizm Nagromadzone zbiory samotności Skomplikowanych sieci powiązań Patologiczna anomalia systemu Binarne układy moralności Singularne jednakowością Bezsensownych otchłani Bezcelowa egzystencja
Dopadłe dopadłości Potencjalne potencjały Nieszczęśliwe nieszczęścia Reperkusyjne reperkusje Śmiertelne śmierci Skalane skalaności Klęskowe klęski Ranne rany Dinozaurowe dinozaury Kamienne kamienie Muszyste muchy Istotne istoty Grzeszni grzesznicy Morderczy mordercy Miłośni miłośnicy Zebrani zbieracze Zaproszone zaproszenia Zniknięte zniknięcia Nikłe nikłości Złożone złoża Sekretne sekrety Zapytane pytania Pomylone pomyłki Otarte otarcia
Woda opuszcza tonący ekosystem Pięknie zaprojektowane domki Nieistotne niedobory czułości Zawsze wyglądał tak spokojnie U drzwi szczęście niepojęte
Wszyscy będą szczęśliwi Brukujmy światy nagrobkami Tu nieśmiertelność
W odróżnieniu od Specyfikacji konstrukcyjnej Zwanej również Rozwinięciem struktury produktu Która również jest wykazem składników Lecz niedopuszczającym odchyleń Charakteryzuje się pewnym Stopniem niedookreślenia
Fermentująca pulpa Do ohydnej nieforemności Skupiona owłosioną błoną Emituje wilgotnym otworem Propozycje niepotrzebności Holografią ekstazy
Ugodzony świstem strzał Zmiennocieplnego skrytobójcy Opadam jak popiół praksięgi Ku wnętrzom poszwy zagłady Spętany dekretem nietrwałości Błagam czeluści wiwerny Oczami psionicznego zewu Zwęglonych sfer mojej duszy Stąpając po kurhanach Magów wężowego rubinu Wyczekuję wskrzeszenia
Kamerton ostrza topora Zrodził banitę oddechu W kajdanach śmierci Rozgniata członki swe Topazem i korundem na miazgę Dławi swym samokalectwem Jej trzewiami miażdżony Po piątym żebrze umknie Już poza świadomością Włócznią przeznaczenia Zamknięty ucieczki otwór W pozaumieralny niebyt Wibracji boskiej głoski
Nieludzka starość Niesamowita czystość Krew wszystkich kobiet
Pośrednio zhańbiony więzami Narzeczony kolekcjonera węgorzy Tłumaczy uprowadzenia ziemian Na potrzeby egostymulacji Proteza serca zalana protezą łez Do ślubu nigdy nie dopuszczono Dogorywał w samotności Po kres dni
Wróżka Tatiana Przewidziała własną śmierć Ale przez upór niedowiarków Żyje już 600 lat
Nazwane napięcie nacięcie Szatkowane momenty umysłu Atom centrum zainteresowania Poruszam każdym mięśniem W ekstremalnym bezruchu Niedość rozrywany szarpaniem Jądra jasności światła Dusze ramion nieprzystające Niesamowite kąty położenia Sejsmograficzne śmierci Narodziny każdej milisekundy Nie znasz mnie nie poznasz Starcia tarcia umarłem
Czułości ciekawości Spacer nawilżonego opuszka Jej prywatny masażer joni
Oral-B Anal-C
Wyfiltruje komórki nerwów Uczucia jedności z systemem Korporacje przeklętych uniesień Jaśnieją jasnością jaspisów Kryształy trawią krwotoki Zgrzyt hiperczęstotliwości Wspomnień spękanych nacięć
Pomyślności zdychajcie chuje Żeby Błażejak wyzdrowiał Niech gwałci, byle nie zostawił Błagalnie zdrowia papieżu polaku Spełnienia porywacza ciał Życzliwie nawzajem Bądź, a klęknę Normalnie
Wiecznoście Nie znam chęci Znam tylko trwanie Miliardem oddechów Rozprzestrzeniam się Rozmnaża mnie płomień Życiodajny pochłaniacz A wibrujący śpiew liści Towarzyszy trawieniu Waszych cywilizacji
Moim celem jest prawda Półprawda, ćwierćprawda i Nieprawda też będą ok Ale jeden warunek: Bezpłatnie otrzymam Pozostałą część prawdy Spróbuję utkać ją z powrotem Wedle własnego pomysłu: Nieprzystające prawdziwości Symetryczna suma Tego Nie do końca Samego
Łkanie krwią z macicy, czyli Smutek bezdzietnej przestrzeni Nabrzmiałe o dziewicy marzenie Razem klęknęli ustami pełni
Rytualny krąg odchodów Wyraża moje niezadowolenie Wobec twojej jawnej nieobecności Spowodowanej marzeniem sennym
Dudnią trębacze początku Szmaragdem mutowanym w bielmo Kilolitry wstydu hipnotyzują Opale miażdżone pyłem wiatru A pustynia patyków i mchu Klęczy u gardzieli groty Wyjedzonych łzodołów Lewiatana goryczy
Karta 2n+x mieczy W mistycznej koniunkcji Obu stron księżyca Wyżebrana nieśmiertelność Penisami potomków Drżą dłonie
Niebo jest pełne gwiazd Ale tylko tam gdzie Ziemia jest pusta ludzi
Delfini goryczy łkają srebrem Ci śliscy podróżnicy otchłani Przemierzają pustkę planet Eksodusem dwuwodorotlenowej Hiperrasy głębinowych ewolucji Niemieszcząc się emocjonalnie Wewnątrz katakumb cielesności Rozprzestrzeniają swą rozpacz Prywatnych wiązek świetlnych Skażonych filozofią żalu Rozpusta autodestrukcji Trepanacja transgresji
Wiersz Na temat snu Sztucznej inteligencji Testowej symulacji O filmie kinowym Przedstawiającym teatr Gdzie autor zmaga się Z interpretacją Radiowych plotek O rzekomych wydarzeniach Morderstwa kobiet Opowiadających Za zasłoną powiek O czarnej magii W Salem Podczas gdy ksiądz-kat Siedzi na widowni Wspominając wyrok Powołując się na księgę Napisaną pięć wieków wcześniej W trakcie białych inkantacji Pod wpływem Anielskich wizji Boskiego chóru
Dwunastokrotny Pozbawiony energii Wyjątkowością
Żółcią poprzez sen Krokodyl bluszczem gnije Wniebowstąpienie
Śmiertelny wirus Tłamszący cudowność Pulchnych ciał Nagości nieznanego Niezaspokojony gigant Światów możliwych Okrutny miażdżyciel Pożeracz kłamstw Zaklęć ochronnych Sekretów będących Źródłem istnienia Miecz przekłuwający Skazę wyjątkowości Palącą bielą Poprzez serca Dezintegrując Życie istot Takich jak Ty piękna
Świadome strużki Nemezis archeonów Ludzki rozjemca
Monumentalne Eksploracje Tonalne Procesy Procesów Procesami Zmysłów Pomruki Narracji Statyczne Zmiany Odległych Zamglonych Mgieł Wilgoci
Autobus zgniecenia Lepki od szeptów Spętany wzrokiem Demon w świątyni Miliona oczu Śmieją się Duszą szyderstwem Dłońmi przy twarzy Nie odwracają wzroku Wiem co myślą Znam ich usta
Łaknę łkać Drobniutkie grudki cieczy Wchłonąć do wewnątrz
Łuki Mati Cinek Wojtas Lechu Piciu Jaro Krzychu Seba Jacol
Drób Wieprzowina Wołowina Rybina Konina Psowina Kotowina Żółwina Chomikowina Ośmiornicina Delfinina Człowiekowina
Przelany puchar Kanibale genezy Klaśnięcie dłońmi
Wydaje mi się Niesamowicie chyba Możliwie trochę
Ciepło poranka Miętoszenie emocji Gdy wszystko zwalnia
Irenka Perełka Bunia Grażynka Pynia Balbinka
Pośród Współobywateli Przemykam Na źrenicach Wszystkich Przenikam Uprzejmą Niechęcią Przeciskam się Fałszywą Taksamością Nieudolnie Niewidzialny Bezpieczny
Sekretnie Budowana Kolekcja Słów umiera Przypadkowo Szumiąc Dysk twardy Pracuje Sennie Gotów zabrać W głąb nieoceanu Wszystkie Moje niewiersze
Ludzie zabili ludzi Bo ludzie zabili ludzi Którzy zabili ludzi
Niewidome robaki Pełznąc powoli Ostrzami trawy Niezrozumiale jęczą Rozdzierając przestrzeń Chitynowych rubinów Bulgocząc cieczą
Wygłodniałe bóstwo Odbiera swoją daninę Nienaturalny deszcz Ciężkich kropel Mrocznego płynu Spływa po strachu Na zbrukane krwią Aorty cywilizacji Głuche bębnienie Herosów podziemi Demoralizuje obłędem Horyzontem nadciąga Karmazynowy pożeracz Tkając oddechem Gęste kłęby dymu Wściekłe pociski Wytapiają ciszę W ciałach krzyku Niegodna czarownica Pośrodku chaosu Karmiona nienawiścią Nieruchoma żelazem Pięści pełne krwi Słodkie wargi sączą Plugawą prośbę Oczy błyszczą Konstelacjami Nocnego nieba
Zbroja spokoju Dewastuje mój obszar W jednolitość
Tęczowe płatki Ciężkie od woni Drżące, nieśmiałe Ciepło promieni Szumi wśród chlorofilu Szmaragdowe korony Bezwiednie wchłaniają Gnijące mięso Apostołów mniejszej sprawy Głębokie oddechy Jadeitowych sukni Oplatają nieczule Białe patyki Męczenników inności Świerszcze się budzą
Cała nadzieja Samouśmiercenie Homo sapiens By nadzieja Znieistniała Odpocząć
Piękne Boskie dzieciątko Pomóż nam pomagać W szczytnym celu Dołóż się Lub sczeźnij Piekielny pomiocie Egoistyczna plwocino Nałożnico Belzebuba Spłoń pozbawiona Prawdy pisma Kurwo
Sączy się Poza czasem Nieskończony Skalny nurt Ostrożnie Delikatnie Czule świadomy Każdym głazem Przesiąka ubrania Wnika głębinowo Lepką ciekłością Płynąc kamienie Zamykają się wokół Zziębniętego ciała Potężnie pulsując Jądro planety Pieści duszę Niezaznaną Czułością Ciepłem Ziemi
Czerń węgla Blade maski toną W wilgotnych stertach Czerwonego popiołu Za ścianą deszczu Szare mundury Przyszpilone kaznodzieją Brunatna rzeka Rwie strzępy Ruin mostu Przesiąknięte spirale Niewzruszonych kruków Opadają nieistniejąc Na niewspomnienia
Niewidzialne Oko przestworzy Makroremanent Stuwymiarowej Cywilizacji Toksyczna wysypka Tkanki planety Prośba: A. rozprzestrzenić B. wyplenić
Miłość bliźniego Płomienie grzeją twarze Jezus łaknie krwi
Niewinne strużki Cudzej niesamotności Z oczu omegi Kojącym dotykiem Miękkość zapachu Nielekarstwa Przynosi chorobę
Jestem W bolesnym płaczu W podniesionej pięści W krwawiącej pochwie W magazynku karabinu W zerwanym paznokciu W słowach pogardy W łzach wściekłości W zwierzęcym kacie W oddechu gwałciciela W Auschwitz W Ankarze W Sabra i Szatila W Nankin W Kampuczy Wszechmocnie obserwuję Nieczynię z lekkością Nieludzko wypieram się Trzy razy
Srebrne Linie papilarne Rusztowań Strojone Kończynami Niewymarłych Kręgowców Opatulone Wzniesioną Opieką Mikroplanety Cierpliwie Głodne Potomstwa Słonecznych arterii
Linia - Plama o Punkt . Chaos #
Skrytych mutantów Owoce zaślepienia Nie chcę umierać
Czternaście Cztery Dwa Dwadzieścia Dwanaście Dziesięć Dziewięć Dziewiętnaście Jeden Jedenaście Osiem Osiemnaście Pięć Piętnaście Siedem Siedemnaście Szesnaście Sześć Trzy Trzynaście
Pasażerowie Zieleniących gałęzi Pozwól nam trafić
Dowolne Po wodzie Powodzie Zabijaków Pragnień Map skarbów Szachownice Regulatorzy Kamiennych Większości Grawitacje Palisad Autopotulności Manualnych Z wysoka Agresji
Krwi Ciężar Krew Ciąży Krwi Ciąży Krew
Niech Umrą Ciała
Żeby Ludzie Nigdy Nie przestali Umierać
Mgławice Mgieł Zamki Zamkniętych Domów Domownicy Oszczerstwa Deszczy Plastików Drogocenne Skąpane We Krwi
Chronić przed Unikać okolicy Zawiera śladowe Nie spożywać
Częstuję życiem Ciało me obumiera Pragnienie trwania
Śmierć Śmierć Śmierć Życie Życie Życie Życie
Erekcja Bakteryjno Grzybiczych Zakażeń Jam Ustnych Wzdętych Ludzkich Płodów Okolic Odbytu Ostatecznie Śmierć
Śmierć r - Śmieć Śmierć ś - Mieć Śmierć eć - Mi Śmierć m - I Śmierć i -
Światło księżyca Szum wiszącego śniegu Ciało w węgiel
Terror bezdźwięku Hipnoza niedotyku Ciepło w pościeli
Jedyna prawda Wstydliwe przeprosiny Sól ran umysłu
Miejsce Ograniczone Ścianami Gdzie Ręce Wykroczą Poza Swój Zasięg
Kroczyć Ścięgno Miejsce Trzepot Szeregu Głębiny Purpura Otoczyć Kopiami Dwukroć
Źzęąść Fvyłłł Szdzat Tttrgr Hchchk Lłąądc
Bezczasowo Ograniczony Kierunek Końca Etapu Przemiany Właściwości
Jedyna Całość Troje Trójek Mdła Prawda Prawie Jeden To Jeden
Kwitną penisy Opętane ochroną Promień chce zera
Jeśli Nie Mniej niż Dwa Każdy Przez Uciekającą Losową Pracy Jeść Jeśli Miłość Więcej O jeden Mutuj Potem Mniej
Siedem milionów Czterysta Czterdzieści Trzy tysiące Sto Pięćdziesiąt Dwa Sześćset Dwadzieścia Cztery tysiące Pięćset Trzydzieści Trzy Pięćset Trzydzieści Jeden tysięcy Trzysta Czterdzieści Sześć Pięćdziesiąt Trzy tysiące Zeroset Dziesięć Trzy
Błękity Skażone Lustrem Zwęglone Szeregi Palców Szeleszczą W izolacji Atomów Funkcji Negatywny Anonim Deptanych Śladów Zapałek
775146 513033537 02135136 7340
Nie Czego Chciałeś Jest Czego Nie da się Uniknąć
Jeżeli Znaczenie Ponad Wszystko: Pokarm Bezgłośnej Samosterylizacji Niech Narodzinami Bladoniebieskich Punktów
Koniec
Porwania Wielostatusowe Rozboje Nielegalnych Typów Mediów Dzierżących Broń Osób Oczekujących Porażkę Wymagana Kondycja Molestowanych Dzieci Podwpływem Prowadzeń Poważnych Uszkodzeń Ciała Śmierci Podwpływem Prowadzeń Złą Bramą Kradzieże Pojazdów Niedostępnych Serwisów Fałszowań Pojazdów Bram Końca Czasu Nieporządków Publicznych Niewystarczająca Pojemność
Dżdżą Rany Dżdżą Winem W wodę Uciekają Sącząc się Części Ciebie Z ciebie Swędzeniem Pokrywają Zasklepieniem Organ Zewnętrza Zarasta Dotyk Zarasta Wzrok Zarasta Smak I oddech Depcze Twoją Śmierć Klon-oszust
Głowa Trzech oczu Dwunastu szyi Miliona członków Głowa Pajęczych oczu Ponad chmurami Wzroku-wierteł Kapelusz Pod głową Handlarzy Nieśmiertelnością Powielane Przedłużenie Marionetki Miliona członków Wierzę Widzę zło Mam pewność Nie lękam się
Robotów Roboty Robota Ręce Robią Ręce Rakotworząc Rękom Robiącym Ręce
Śmiech Śmiech Śmiech Śmiech Śmierć Śmiech Śmiech Śmiech
Teraz?
Nie poznaje jego słów Scena 1 Uwierzyła w kłamstwo Scena 2 Poznała prawdę
Cieniu Miłosierny Kształtem Horyzontu Przetrwajmy Ostatnie Cisze Rozpaczy Kolaborujmy Serpentynami Paznokci Remontem Wypełnijmy Puste Kontenery Remontu
Za Za
To Tam Tamto Tu
A Za
Istotne Plastikowe Szkła Wilgotne Oczy Sterowanie Mięsnym Włóknem Rejestrując Elektryczne Arcydzieła Przemijania Spraw Nieważnych
Wnika W hodowanie Organizmów Krewny Kręgowiec Ziewem Obserwując Zgwałconą Egzystencji Bitwę Stymulując Mięsne Pojemniki Pamięci Przegrywając Bitwę O sens
Zaledwie Binarne Kompilowanie Sensu istnienia Wampiryczny Eksperyment Kalkulacji Twórcy Jest Jedynie Fraktalnym Przystawaniem Tworu
Autokanonizacja Mistrza Robotów Oczami Skamielin Przyszły Mgieł Rozłąki Szerokokątne Niedobór Dobra Pięciu Szóstych Komór
Zdefiniowana Losowością Maszyna krwi Wypełniłeś jedyną Umysł-miłością Serce-prawdą Dożywotnią Nieśmiertelność Śmiercią nierozumnych Silny nie-mną Miłosierny sercem Zabijam
O Tu Ona Usta Nagie Piersi Opuszki Oddechem Delikatną Pieszczotą Zawirowanie Zwieńczające Wniebobiorące Niesamowitości
dla N
Nie Baton Sojowy Tak Szeroko Zamknięte Suchym Prowiantem Narodu Wielbiącego Waginy Fluorescencyjne
Przejść Złe sny Samo się Zamykających Ssij Ssij Nic nie pomoże Własnym tempem Orbituje Tępo
Przecięte Stworzenia Wyciekają Tymczasową Luminacją Brudząc Elektryczny Mięsień Wspólnego Niecelu
Wapienny Robot Ociekły Żelazem Imaginacji Elektrycznego Mięśnia Lepsza Siostra Nieodporna Na kosmokalipsę Romantyczne Truchło Niestrawione Holokaustem Dni Mlecznych Robotów
Dlaczego Trzy Piąte Ramion Nocnego Nieba Dotyczy Twojej Śmierci?
Przetaczane Kloce Ropy Precyzyjna Uprzejmość Rozmyte Identyczności Wrażliwe Uszy Przyciemniają Przyszłość
Mnie Pozmroku Rekonstrukcja Czerwienizacja Powierzchni Kropki Na Mnie Mediana Organoleptyki Nie-mnie
Szare Dinozaury Dziobią Niechciane Waszych Członków Potomstwo Szarych Horyzontów Zużyte Siętrwonią Marzenia Marginalnej Potęgi Cudów Armio Wchłaniając Pokarmy Dokładasz Ogniska Próżni Miliardem Palcy Masturbujesz Lufy Czarnego Dymu Grzebiesz Gnijące Tkanki Opisując Złotem Fekalia Wszystkiego Myśląc Eonami
Zwierzyny Dochodzą Odchody Drzemią Sen Nieprzydatności Szept Przyszłych Dzieci Potencjalnych Dzieci Dzieci
Lament Codziennych Gniecenia pośladków Gniecenia pośladków Gorąca Staranność Układanie Ułud W stosiki
Stagnacja Bezsensu Fałszywych Dążeń Wykrzyknik Doznań Finalny cel Ginie W morzu celów Wszystkich byłych I obecnych
Ustanny Trzepot Łusek Dogłębna petryfikacja -- Bilety! Kontrola! Noe Pijany kazirodca Sędzia Banicji
Nieświadome Sytością Powodzie Betonu Awangardą Żelaznej Miazgi Karmią Pętle Terroru Nieświadome
Ich Nieprędka Metamorfoza Generacje Światłofilnych Komórek Ruszył Bez Nas Nieświadome Pozbawionego Istoty Tańca Dysproporcji Niezachwianej Równowagi
Relacje międzynami Efekty Odreaguj Narkotyczną Omegą Fobii nierazem Królują Niewspółmierne wartości Samowiary
Bezimienna ilość Części szkieletu Siła Dzielona Dwuzerem Zręczność Bezpieczna Kondycja Długowieczności Inteligencja Martwych zaklęć Mądrość Ściekowego kultu Charyzma Osiemnastokrotnie Zebrana w drogę Przed wyruszeniem Zwoje strzał Półksiężyca Palące Doświadczenia Palec rękawicy Rezonuje Wgniatanie Kamieni
Omega Jakichkolwiek O jakichkolwiek Kontroluj c Też v Skrytomózgowie Plaga(n) Plagiatów Płynny kij
1 2 3 4 6 8 9 10 12 16 18 20 24 32 36 40 48 60 64 72 80 96
Łowić Na szkło Kiście Kręgowców Na teraz 1 Na raty 999 Zestaw Cech Pętlić Walcząc O nigdy
0000 Pożyczonych historii 168 in 1 Piękny zbiór Prowadzi Niechcący Do szukania Chrustu po Europie Tymczasem -450000000 Limulus polyphemus Szykują się Chichrając Ewolucyjnie Do Dokumentów O niebieskim
Szczelina Wypełniana Procentowo Nawołuje Terakomarem G S A E Z I Parter Stop
Spektakularne tu i teraz Ciąg Nietrwających okresów życia Suma Nieistniejących objętości kosmosu Pył Proch Zgnilizna Zmartwychwstanie
1. Zasady muszą mieć przynajmniej jedną zasadę
Pojedyncze Detal piękna Humanistyka Pojedyncze Wspominam Detale Buduję nimi Zakazany Cyrk Ja stoję Na środku Walczę Z lwem Za duże buty By skakać Ponad ziemią Dziurawe Bo ten szew Zaginał się Do środka Niewygodnie
Caryca Czarnej magii Kusi Wdzięki trują Duszę wędrowcy Świata gwiazd Nie wie Czy toksyczny Biust Nie zagnał Umysłu Zagubiony W odmętach Chaosu Szuka wyjść W świecie wyjść Utracony Zmysł kierunku Ślepy Cel Niewidoma Fortyfikacja Nikczemności
Cesarz zmysłów Głowa jesiotra Zbiera swój ul Pełen dziewic Oraz innych panien Wtedy przyszedł Deskowy golem Gracjan jego imię Dziewice podbiera Straże! Pilnuje teraz Włodzimierz Strażnik jakich Nie ma Dziewice kąsa Ale po cichu Zmysłów Cesarz spokojny
Szybki cygan Elektryczny ogrodowy Próbowałem To zauważyć Ale nie Chycnąłęm Teraz nim Kręcę Biegam Niebezpiecznie Przez pasy
Czemu służy On jest nie wiem Myślę że jestem myślą
Dzbanek Jest Bardzo Wrażliwy Łatwo Doprowadzić Go do Skrajności
Finisaż Każdego Z osobna Już tuż Zatem Nie wiem Dlaczego Nie pytaj Każdego Z osobna Otwieraj Usta Otwieraj Swe życie Na atak Pszczół Nie pytaj Każdego Dlaczego To to Tamto Nie pytaj Detali Nie szukaj Syntezy Nie otwieraj Usto swoich Jest taka Nadzieja Siedź na Skraju Wzgórza Obserwuj Śmierć Każdych Tylko Nie śmiej Się
Gołębie zbyt łatwo Uwierzyły że piękno Nie ocala
Góry To takie Mury Tylko Że jakby Naturalne Pośladki Jędrność Zachowują By kusić Cienkich Źdźbło Trawy Górskich Wędrowców
Czy Język Jest W stanie Wyewoluwować Tak Byśmy Mogli Wyrazić Coś Czego Nie możemy Teraz
Niezwykły Niezwykłości Rękę dam sobie Unieść By uruchomić Rację wewnątrz U góry Nie tylko Muzyki brak (Jeśli liczyć Tylko harmonię) Jest: A. konfitura B. idee Stąd takie Rozumienie Że pożądane Poza świadomością Elementy B Stąd takie Że potykane Miejscami Czasami Elementy A Należy Uruchomić Umieścić Niezwykły Odnaleźć Rękę dam Sobie bo Cóż więcej Jest
A W życiu Przychodzą Wielkie Kontentacje B Hindusi Mówią Więcej Razy Czujemy się Niekomfortowo Niż nie C Ale W życiu Przychodzą Wielkie Kontentacje A+B+C W chwilach Wielkiej radości Poczuj
Co może Roże Przebiegły Nicpoń Rady Nie daje Zawsze Wczenie Szczotkuje Zymetrią Przebiera Oto lisek
Znamy się Jakiś czas, Potem pocałunek I magia Się zaczyna
dla N
Nicość nadchodzi Niekiedy się Zbliża Lub raczej Jest zawsze Kedy tylko Spoglądasz w
Opowieść Mężczyzna Bezzmysłowa Genezą Wiedza jest Wędrówek Poszukuję Ciszy tam Ona mówi Boi się Braku Oczu cudzych Boi się Cudzych Ale mysli Ale oddycha Wraca oto Nadmiar Doznań Niweczy Umiejętność Doznań
Weź Łup oczu Chowaj W ich Denkach Dziurawych Więc Nieskończonych
Którą stroną Powietrze Ucieka Gdy wie Gdzie świata Początek Żuki i żubry Jednogłośnie Psioczą Którą stroną Powietrze Ucieka Gdy wie To
Dreszcze Się nie mieszczę Więc tak Łokciami Wspieram Poziomą Powierzchnię W odróżnieniu Od tych Pionowych Które chowam Są schowane Po teczkach Wszystko Byle by Tylko Poziom
Sen to Naturalne Lekarstwo Na smutek Więc śnij Kiedy tylko Masz czas Kiedy tylko Nie masz Śnij dłużej Od innych Dłużej Od księżyca Śnij dłużej Od swojego Życia
Jakiś sen Szpital Mentalna Instytucja Schodzę Schodami Dziewczyna Całuje Ją nagle Jakiś sen Pomieszczenie Obściskujemy się Leżymy Nie mówię Kocham cię Pokazuje mi Kolaże z Makaronu Chleba Malowane Rysowane Pamiętam Rysunek Żółtego Kota
W tym Zdaniu Zawarty Jest Cały Sens Istnienia
Wybór Nie daje nam Wyboru Wszyscy jesteśmy Więźniami wolności
Nudziło mi się Więc wyszedłem Popatrzeć Na wydarzenia O znaczeniu Kosmicznym
Jeżeli jesteś kłamstwem Prawda istnieje Jeżeli prawda Nie istnieje Wszystko musi być Kłamstwem
W tej metodzie Jest szaleństwo
Obraz tworzy myśl, ale to Myśl może istnieć bez obrazu
Nikt Ni Gdy Nikog O Nie Pozna
Nieście Chwałę Mocarze Agregaty Prąd Maszyny!
Wynik naszych działań Nie zawsze ma sens, Ale zawsze ma wartość
Wynik naszych działań Nie zawsze ma wartość, Ale zawsze ma sens